Twórcy serii Gabriel Knight i Tex Murphy nie próżnują. W tym miesiącu ukazały się nowe gry autorstwa Jane Jensen oraz spółki Chris Jones i Aaron Conners.
Wampiry w Nowym Orleanie
W Dying for Daylight Jane Jensen wraca zarazem do Nowego Orleanu i do wampirów. Dwa Gabriele w jednym – można by pomyśleć z nadzieją. Nic z tego, to raczej zbieg okoliczności. Choć Jane zaprojektowała grę, za scenariusz odpowiedzialna jest gwiazda tego przedsięwzięcia, pani Charlaine Harris. Ponoć niezwykle poczytna pisarka, ale po obejrzeniu wywiadu powiedziałabym raczej: zaradna kobieta interesu, specjalizująca się w bestsellerach wampirycznych. Na podstawie jej powieści zrealizowano serial True Blood, również niezwykle popularny, jak się domyślam. Proszę wybaczyć popkulturalną ignorancję, lecz seriali nie oglądam, a temat wampirów uważam za wyczerpany. Chyba że podejmie go ktoś mający coś odkrywczego do powiedzenia, a nie tylko ochotę na zarobienie paru dolarów na tym, co się akurat dobrze sprzedaje.

Prasa donosi, że w Nowym Orleanie wampiry zaatakowały za dnia. Zapewne ich władca wszedł w posiadanie eliksiru, który uodpornił je na światło słoneczne. Na tę myśl drzemiąca w swej trumience Dahlia ożywia się i rozpromienia. Gdyby udało się go zdobyć, można by pójść na zakupy do galerii i pokazać się w nowych ciuchach za dnia! Tego typu żartobliwe uwagi nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z żeńską odmianą wampira w ujęciu dość konwencjonalnym. Zazwyczaj taki stereotyp mnie drażni, ale w kontekście ostatnich wydarzeń i przemyśleń uznaję go za mniejsze zło i nie będę się nad nim znęcać.

Podczas oglądania planszy Menu słuchamy piosenki Young Goodman Brown w wykonaniu The Scarlet Furies – zespołu Roberta Holmesa i przyjaciół. Ma to sens o tyle, że Dahlia reprezentuje ten sam typ urody co Raleigh Holmes, solistka zespołu.
Zbrodnia na Wyspie Tantala
Panowie Conners i Jones zapraszają na grecką wysepkę, gdzie odbywa się koleżeńskie spotkanie po latach. Pod względem konstrukcyjnym rzecz rozpoczyna się od przysłowiowego trzęsienia ziemi. Gospodarz imprezy zamordowany, za chwilę jego ciało znika, a do tego eksploduje samolot, którym przylecieliśmy, więc droga odwrotu odcięta. A potem napięcie rośnie, czyli… mnożą się zagadki, ukryte przedmioty, czasem dialogi itp.

Wyniki finansowe działalności na własny rachunek rozczarowały Chrisa i Aarona na tyle, że tym razem postanowili pracować na zlecenie zewnętrznego producenta. Życzę im jak najlepiej, ale trudno nie zauważyć, że na tle współczesnych gier typu hidden object Murder Island: Secret of Tantalus prezentuje się trochę jak uboga krewna. To gatunek środka, więc nie pomoże ciekawa fabuła i niezłe zagadki, jeśli gra nie będzie wystarczająco atrakcyjna wizualnie. Widywałam w nich już aktorskie przerywniki filmowe, o jakich twórcy gier przygodowych mogą tylko pomarzyć. Te z Murder Island wyglądają jak kręcone amatorską kamerą retro. Da się to jakoś artystycznie uzasadnić, ale by się dobrze sprzedać, casual musi być śliczny.

Idole ciężko pracują. Też mają rachunki do opłacenia.
Jeden komentarz