Mam, co chciałam, a nawet trochę więcej. W dyskusji pod poprzednią notką szukaliśmy motywu ciąży w grach, a zapomnieliśmy o Second Life. Co prawda to trochę inna jakość, ale dla pełni obrazu trzeba przyznać, że wirtualnej rzeczywistości temat rodzicielstwa wcale nie jest obcy. Zachodzi się tam w ciążę i rodzi dzieci. Porody w wirtualnej rzeczywistości odbywają się w dowolnych okolicznościach: samotnie lub z partnerem, wśród przyjaciół i w klinice, w wodzie lub tradycyjnie.
Następnie zamieszcza się w sieci filmik poświęcony temu wydarzeniu, jak się okazuje – tak samo jak w życiu. Przy okazji odkryłam bowiem, że na YouTube ludzie (transludzie?) publikują również dokumentalne zapisy porodów jak najbardziej autentycznych. Wybrałam z Second Life w miarę łagodną wersję (w końcu zaglądającym tu panom poród może wydać się bardziej drastyczny niż Bulletstorm i Dead Space razem wzięte). Kto żądny mocnych wrażeń, znajdzie więcej na YT lub na blogu, który mnie zainspirował (thanks, Next Nature!).
Przeczytałam tam symptomatyczny komentarz: „zauważcie, że wszystkie ciężarne awatary to kobiety”. No tak, trochę to dziwne. Założę się, że o ich właścicielach nie da się tego samego powiedzieć. Pewnie za słabo szukaliśmy albo w SL istnieje jeszcze (do czasu) jakaś techniczna bariera uniemożliwiająca mężczyznom zajście w ciążę. Podobnie zresztą jak w prawdziwym życiu. W przeciwnym razie na pewno oglądalibyśmy ciąże męskie oraz ze związków między przedstawicielami tej samej płci lub różnych gatunków.
Albowiem zgodnie z prawem Murphy’ego: jeśli coś jest możliwe, człowiek nie zawaha się tego uczynić. I będzie jako rzecze wieszcz:
Na granicy poproszono mnie o płeć. Zdjąłem ją i oddałem, i weszłum nagu.
