Czekałam na „Kapturka” (gra The Path dla przyjaciół) od dawna i chciałam zagrać, jak tylko się ukazał, ale powstrzymywał mnie natłok spraw bieżących oraz nagromadzenie licznych zaległości, także związanych z graniem. Odkąd jednak znalazłam w recenzji na AG mój ulubiony epitet „pretentious” – nie mogłam dłużej zwlekać. Pretensjonalne jest dla mnie dobre. A dokładniej: to co wielu wydaje się pretensjonalne, mnie zazwyczaj naprawdę ciekawi, bawi, wzrusza. I już.

The-Path-by-tale-of-tales-Robin
Pamiętnik Kapturka

Postanowiłam grać „chronologicznie”, zaczynając od najmłodszej, Robin. Pierwsze wrażenie: jaka szkoda! Szkoda, że tak dużo wiem o tej grze. Gdybym nie czytała recenzji, postąpiłabym zgodnie z instrukcją: poszłabym prościutko do domku babci, nie zbaczając ze ścieżki. Taka już jestem. Zawsze byłam posłusznym dzieckiem. Pewnie wiele mnie w życiu przez to ominęło. Tu spotkałaby mnie niespodzianka i może wreszcie jakaś… nauczka?

Trochę szkoda, że dzięki zaglądaniu na blogi autorów byłam na niezwykłość The Path przygotowana. Gdybym nic nie wiedziała o tej grze, to dopiero byłaby EUREKA!
Robin eksploruje plac zabaw. Ja ćwiczę sterowanie. Przy mojej kiepskiej orientacji przestrzennej czeka mnie sporo błądzenia po tym lesie.

Nie mogę uruchomić wczorajszego zapisu, zaczynam więc od początku, znowu z Robin. Tym razem znajdujemy skarb, za który można kupić wszystkie zabawki świata, pozwalamy się prowadzić dziewczynce w bieli, a potem telefonujemy z budki. No tak…

Znowu zapis nie działa, więc po raz kolejny Robin wyruszy do lasu. Tym razem trafia na cmentarz. Ależ ta gra nieliniowa! – zachwycam się. W końcu do mnie dociera, że wcale nie zaczynam za każdym razem od początku, tylko kontynuuję wcześniejszą „rozgrywkę”, bo tu nie da się dowolnie zapisywać. Jak zwykle nie przeczytałam instrukcji.

Gdzie jest szósty
gra-the-path-ginger

Powinnam przejść ścieżkę Robin do końca (bo przecież jest jakiś), ale poprzednio widziałyśmy w lesie wilka i nie czuję się gotowa tam wracać. Na razie unikałam go, ale pewnie trzeba wreszcie stawić mu czoła. To może dla odmiany dziś zagram kim innym? Typowe. Zawsze odkładam rozwiązywanie problemów na później. Z Ginger przeżywamy chwile beztroskiej zabawy – przepiękna scena wśród polnych maków, a potem zaskoczenie – nieznośna ciężkość nóg na ścieżce. Mała dziewczynka powłóczy nogami jak staruszka na Cmentarzu.

Gram w Kapturka jak w casuala. Albo jak casual. Z doskoku, po paręnaście minut. Planowałam dłuższe seanse wieczorami, na spokojnie i w skupieniu. To jednak musi być wyjątkowo „pretensjonalna” gra, skoro tak strasznie mnie ciekawi: co dalej. Stąd granie w każdej wolnej chwili. Daje się.

Szok! Wracam, a tu tylko pięć Kapturków. Gdzie się podział szósty? Nawet nie zauważyłam wilka ani domku babci, ani nic. Tak wolno człapała, a ja musiałam pilnie wyjść – nie mogłam dłużej na nią czekać. Przecież jest postacią z gry, powinna zostać tam, gdzie był autozapis – na ścieżce. Porzuciłam wyczerpane, przemoczone dziecko samo, bezbronne w ciemnym lesie.

Nie taki wilk straszny

Po przeoczeniu wilka Ginger wróciłam tam, gdzie występuje on w swej wilczej postaci, by świadomie się z nim zmierzyć. Warto było. Ta interakcja zmieniła chyba nie tylko małą Robin. Nic nie poradzę, że ten obrazek mi się kojarzy

gra-the-path-robin-and-wolf

Potem zabrałam na spacer Rose. Obiecywałam sobie zagrać bardziej metodycznie; nazbierać kwiatów, odkryć znaczące przedmioty, spojrzeć na odwiedzane wcześniej lokacje jej oczami. Chciałam więcej zrozumieć. Przypadkiem od razu trafiłam w nieznane miejsce. Instynktownie poczułam, że tam jest wilk. Aby kontrolować grę, nie powinnam tam wchodzić, ale nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wejść, żeby go spotkać. Mocne przeżycie. Ze statystyk wynika, że pokonałyśmy zaledwie 500 metrów. I koniec.

Kolejny wilk przybrał łatwo rozpoznawalną postać, przynajmniej dla tak dużej dziewczynki jak ja. Tym razem nie upilnowałam Ruby. Pozwoliłam jej podejść za blisko, a potem już nie słuchała moich poleceń.Ten wilk tak mnie rozśmieszył, że i horror w domku babci okazał się bardziej zabawny niż straszny. To wszystko impresje z minionej nocy, zarwanej z powodu Kapturka. Bioforger ma rację, to niewątpliwie jest gra. Dla mnie nawet mocno grywalna.

Co z tym kapturkiem

Notatki utrzymane w konwencji dziennika gracza były na tyle nietypowe, że utworzyłam dla nich osobną kategorię: Zapiski z gry. Przez chwilę myślałam, że może kiedyś zechcę notować na gorąco wrażenia z innych gier, więc będzie jak znalazł. Chyba jednak nie zechcę. Mogłabym niebezpiecznie podryfować w stronę blogów typu „pamiętnik intymny”, czyli nudy i ekshibicjonizmu.

the-path-by-tale-of-tales

Pozwoliłam sobie na ten mały eksperyment ze względu na swoistość tematu. Gra The Path wymaga osobistego podejścia, interakcji emocjonalnej, a nawet – jak piszą autorzy – introspekcji. Mało mnie obchodzi, jak się komuś przechodzi kolejne levele czy misje w grach z mainstreamu, ale bardzo by mnie-czytelnika interesowały takie właśnie subiektywne notatki ze spotkań z Kapturkiem. Spontaniczne reakcje, szczere odczucia, pierwsze skojarzenia – istny materiał dla psychoanalityka.

Chyba jednak obijam się o ściany ultra-niszy w tym momencie. Poza tym w miarę grania moja introspekcja się niebezpiecznie pogłębia, a publikowanie własnych autorefleksji nie leży w mej naturze. Co nie znaczy, że temat gry The Path zamykam. Wręcz przeciwnie. Wielu recenzentów pisze, że to gra nie dla wszystkich. Delikatnie mówiąc, nie dbam o gry dla wszystkich. Chcę, by powstawały gry dla mnie. I właśnie ktoś spróbował taką stworzyć.

PS. Dlaczego nikt nie pisze, że ta gra jest PIĘKNA?

Motor czy rower

Gdzieniegdzie pojawiają się uwagi krytyczne co do wartości literackiej The Path. Dziewczynki komentują pewne obiekty oraz miejsca i te właśnie króciutkie wypowiedzi niektórym wydają się mało satysfakcjonujące lub wręcz zbędne.

scarlet-in-the-path

Niewykluczone, że pozbawiona tekstu gra byłaby jeszcze ciekawszym doświadczeniem. Jednak rozczarowanie wynika chyba z nieporozumienia i niepotrzebnie zawyżonych oczekiwań. Za wcześnie dla mnie na interpretację i wnioski co do wymowy, bo jeszcze nie ogarniam całości tej „krótkiej” gry. Mogę jednak przedstawić swoje podejście: nie oczekuję głębi, tylko zakładam, że czytam komentarze i uwagi dziewczynek – z definicji infantylne, banalne, a często (niech stracę!) pretensjonalne.

Dla mnie to bardziej poemat dadaistyczny niż zestaw złotych myśli. Czasem wyjdzie z tego coś głębokiego i znaczącego, kiedy indziej poetyckiego albo zabawnego, a innym razem bez sensu. A bywa i tak, że do pozornie błahego sloganu (np. Get dirty to be clean) coś sobie dośpiewam (niemal jak do wróżby z Księgi Przemian) i  nagle nabiera on – dla mnie – treści.  Każdy może stworzyć własną spersonalizowaną wersję tej gry.

Przykład kontrowersyjnego – niewątpliwie! – komentarza:

Ruby: Men are like motorcycles. You just drive them to where you want to be and then let somebody else take care of them.

Tetelo: Motocykl? Ja tam wolę rower! „A woman needs a man like a fish needs a bicycle”

the-path-sciezka

Zamykam pamiętnik intymny. Zapraszam do lektury mojej recenzji The Path: Tańczące z wilkami.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *