Parę miesięcy temu w popularnym brytyjskim teleturnieju padło pytanie: „W jakim środku transportu toczy się akcja gry komputerowej Loco Motive?” W odpowiedzi należało wykazać się tzw. inteligencją, jeśli oczywiście przyjmiemy, że o jej posiadaniu świadczy umiejętność skojarzenia lokomotywy z pociągiem. Raczej nie chodziło tu o sprawdzenie wiedzy, bo o samej grze mało kto wówczas słyszał, a to z tej prostej przyczyny, że jak dotąd oficjalnie się jeszcze nie ukazała. Wpadłam na nią, testując ostatnio nowe dema gier przygodowych.

dema-gier-przygodowych-loco-motive
Loco Motive

Gdy filmik z programu telewizyjnego lotem błyskawicy obiegał socjale, zastanawiałam się, jak twórcom udało się załatwić takie fajne lokowanie produktu. Wiadomo przecież, że w ten sprytny sposób gra wyodrębniła się z anonimowego tłumu. W dniu premiery nie tylko ja sobie pomyślę: „Loco Motive? Ach, to ta słynna gra z teleturnieju!”.

Jak się przebić

A jak mają się wyróżnić, by nie zginąć w niepamięci, setki mniej lub bardziej niezależnych gier, które również przymierzają się do premiery jeszcze w tym roku? Jak zwykły śmiertelnik ma się rozeznać w tej obfitości i wyszukać czekające na niego perełki? Co mogą zrobić twórcy, by się do nas przebić?

gra-przygodowa-blood-on-the-thames
Blood on The Thames

Jeśli debiut Julii Minamaty okazał się sukcesem, to nie tylko dlatego, że zrobiła dobrą grę w starym stylu. Bardzo ciężko i skutecznie pracowała nad promocją, co jest godne podziwu, choć nie do pozazdroszczenia. Doskonale rozumiem twórców, którym zwyczajnie nie chciałoby się udzielać niezliczonych wywiadów tiktokerom i jotuberom, zapraszać do wspólnego grania, odpowiadać na wszystkie komentarze, dziękować za każdą wzmiankę o grze. A do tego jeszcze publikować internetową gazetkę i okazywać przy tym entuzjazm. To mordercza praca, chyba że ktoś to naprawdę lubi. Wtedy musi uważać, by nie przesadzić z autopromocją, bo nadmiernie aktywnych łatwo zablokować albo wyciszyć i znielubić.

gra-the-house-of-tesla
The House of Tesla
Odróżnić ziarna od plew

Kto nie obserwuje twórców bezpośrednio, musi polegać na pośrednikach. Trzeba przyznać, że zarówno Adventure Gamers, jak Adventure Game Hotspot robią tu dobrą robotę. Sygnalizują nadchodzące premiery i publikują zwiastuny filmowe nowych przygodówek oraz godnych uwagi wyrobów przygodopodobnych. Brak im jednak mocy przerobowych, by przyjrzeć się wszystkim dokładniej, nie wspominając już o zrecenzowaniu. W czasach nadprodukcji oni też muszą przede wszystkim umieć odsiewać, a w tym AGH jest lepszy.

Steam organizuje co pewien czas Festiwal Next, promujący grywalne dema tytułów tuż przed premierą. Inicjatywa słuszna i cenna, która pozwala wyłowić coś ciekawego, przede wszystkim jednak pokazuje skalę problemu. Uświadamia, że powstaje niewyobrażalne multum gier, na które nie starczy nam czasu ani pieniędzy.

gra-two-falls
Two Falls
Moje klimaty

Niniejszy tekst ilustrują obrazki z dem gier przygodowych, do których zajrzałam przy okazji trwającego obecnie Festiwalu. Wybrałam je intuicyjnie, gdy zwróciły moją uwagę tematyką, pomysłem lub interesującym światem gry. Czy dowiedziałam się z nich czegoś więcej niż z promocyjnych filmików? Niekoniecznie, przynajmniej nie w każdym przypadku. Na pewno wspomniana wcześniej „gra z teleturnieju” ma demo na tyle porządne i obszerne, że chyba wiem, czego się po niej spodziewać. Zwolennicy beztroskich przygodówek tradycyjnych nie powinni Loco Motive przegapić.

dema-gier-przygodowych-au-revoir
Au Revoir

Mnie akurat pociągają klimaty bardziej serio, jak na przykład w brazylijskiej grze Au Revoir, podejmującej problem transferu umysłu. Jej bohater tym właśnie się zajmuje: przenosi umysły umierających bogatych klientów do ich nowych ciał. Wygląda na to, że transfer dokonuje się… w jego własnej głowie, co będzie zapewne miało swoje konsekwencje. Niestety, króciutkie demo pozwala tylko zerknąć na chwilę do cyberpunkowego świata gry. Jednak nie sposób na jego podstawie ocenić, jak autorzy rozwinęli ten pomysł i czy udało im się unieść ciężar tematyki.

dema-gier-przygodowych-kill-the-shadow
Kill The Shadow

Z kolei chiński Kill the Shadow to szok kulturowy dla kogoś nieprzywykłego do wytworów azjatyckiego gamingu. Świat intrygujący, ale chaotyczny, gdzie jak w filmie dzieje się „wszystko, wszędzie, naraz”. Początkowo oszałamia, wymagając refleksu, szybkiego czytania, a może po prostu trochę innej percepcji niż europejska. I właśnie tą odmiennością kusi najbardziej.

Nie wiem jeszcze, w co zdecyduję się zagrać, tuż po premierze czy dopiero po przecenie, ale kilku nowościom zamierzam się przyglądać, skoro już wiem, że istnieją.

Podobne wpisy

5 komentarzy

  1. Pięć sekund Sławy… LOL
    W innym wątku (chyba na profilu autora) padały przykłady podobnych sytuacji z innymi grami, ale to nie były przygodówki, więc pewnie się nie liczy.

  2. Inne też są fajne. Z tym, że podobne wzmianki dotyczące jakichkolwiek nie-przygodówek robiły większe wrażenie 20, 30 lat temu. Wydaje mi się, że dziś już trochę spowszedniały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *