Człowiek gra, pisze o grach, a sam siebie nazywa antygraczem. Zachwyca się tytułem, o którym mówi „gra-nie-gra”. Ulubione gry prawdziwych graczy budzą w nim wstyd, smutek, niesmak. Męczy się i miota. Aż któregoś dnia doznaje objawienia: a może jednak… nie-gry?

zróbmy-sobie-nie-gry

W Święto Epifanii Michael Samyn napisał:

Poddaję się. Straciłem nadzieję, że gry kiedykolwiek staną się istotnym medium kulturalnym.
Gracze, producenci, publicyści są tacy z siebie zadowoleni. Kimże jestem, by psuć im zabawę? Jeśli im dobrze w infantylnym getcie poza obrębem kultury, to niech tam siedzą. Ja wychodzę.
Gry to zabawa. Niech więc się bawią. A my zrobimy coś innego, skoro chcemy być poważni. Zajmiemy się interaktywną rozrywką, ale to nie będą gry. Przyjmijmy na razie, że będą to: niegry [notgames].

Cały tekst to świetny komentarz do pewnej debaty oraz mojego w niej udziału.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *