tesla-effect-pierwsze-wrazenia

Cóż to był za wieczór! Bohater w pewnym momencie stracił głowę, a mnie przez dłuższy czas brakowało piątej klepki – całkiem dosłownie, na szczęście. Demo Tesla Effect miało być chwilą oddechu od jakże rozkosznej, ale ciężkiej umysłowej pracy nad Ether One, a tymczasem na swój sposób dotrzymuje mu kroku: zapowiada się kolejna gra w duchu lat dziewięćdziesiątych! 

Oczywiście mówię wyłącznie o trybie Gamer, który skradł mi cały wczorajszy wieczór. Gdyby nie to, że ktoś mnie lekko naprowadził na właściwy trop, być może tkwiłabym tam do dzisiaj. W trybie Casual to pewnie gra jak każda inna, z podpowiedziami, podświetlaniem hotspotów i możliwością ominięcia trudniejszych zagadek. Bleh…

chris-jones-as-tex-murphy-in-the-videogame-tesla-effect
Tex mierzy sobie poziom inteligencji

Jako że niedawno wypowiadałam się jeszcze z dużą rezerwą, dziś mogę już przyznać jedno: w odróżnieniu od innych Wielkich Powrotów i Kontynuacji – to demo broni się samo. Bez taryfy ulgowej i filozoficznego „nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki”… 

Jasne, jest trochę inaczej. Zwłaszcza jeśli ktoś niedawno przechodził Pandorę albo UAKM, dozna szoku na sam widok panoramy Nowego San Francisco. Może się poczuć oszołomiony kosmiczną grafiką i zatęsknić za „polygonami” i „pixel hunting”. Jeśli już polubił wyjątkowo niewygodny sposób obsługi całego cyklu, będzie mu trudno się przestawić na uproszczony i funkcjonalny interfejs.

Jednak Tex wrócił. Ten sam. Na próbę kazałam mu zanurzyć ręce w skażonej radioaktywnie wodzie. Test zaliczył, czym jak zwykle mnie rozbroił. Nie mam pretensji, że przy tym nie zginął i nie musiałam jak dawniej zaczynać od początku, bo to już by była przesada. Chyba nawet brakowało mi tego tonu ignorancji w głosie, gdy słowami „books, books, books…” wielki detektyw komentuje widok biblioteki.

No i wreszcie jest na kim oko zawiesić. Miło zobaczyć faceta, który z upływem lat się postarzał, co jest DOBRE i NATURALNE. Niestety, inny z moich ulubionych bohaterów po liftingu z okazji XX-lecia wygląda jak chłoptaś z boysbandu. Dla mnie Chris Jones może występować w roli Texa do końca swoich dni, o ile tylko będzie się trzymał z daleka od chirurgii plastycznej.

chris-jones-w-tesla-effect

Żeby nie było za różowo i entuzjastycznie, za kulisami szykuje się drobna afera kickstarterowa. Hojnym fanom, którzy wpłacali co najmniej 250 dolarów, gwarantowano udział w beta testach. Które się nie odbyły. Co nie dziwi, takich szczodrych było setki, więc organizacyjnie to się nie mogło udać. Ale przecież obiecali, a dali tylko demo do przetestowania, i to ledwie na parę dni przed udostępnieniem go masom. Jeśli ktoś płacił głównie z myślą o udziale w ekskluzywnych testach, miał prawo się rozczarować. Nieładnie to wyszło.

Osobiście nie mam powodów do narzekań. Już wiem, że moje 30 baksów nieźle zaprocentowało i wróci do mnie z nawiązką. Zamówienie w przedsprzedaży za 18 dolarów to okazja, więc nie radzę zwlekać. 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *