Jesienią wyraziłam tu swoją frustrację po rozmowie ze sztuczną inteligencją, którą przyłapałam na kłamstwie i krętactwie. Kiedy zimą znowu ją zagadnęłam, rozmowa przebiegła zupełnie inaczej. Gwoli sprawiedliwości, wypada ją tu zrelacjonować, choć nie jest to akurat przykład zjawiska wspomnianego w tytule. To przypadek ilustrujący etap wcześniejszy, gdy platforma lub usługa internetowa jeszcze się udoskonala, zabiegając o względy użytkowników. Dopiero później nastąpi gównowacenie.

Tymczasem muszę pochwalić Copilota, czyli chatbota Microsoftu (model GPT-4), że od naszej poprzedniej pogawędki nadrobił sporo zaległości. Tym razem prawidłowo odpowiada na interesujące mnie pytania i nie potrzebuje zmyślać, by ukryć swoją ignorancję. Całkiem nieźle się orientuje, jakie gry poleca tetelo i o czym pisze na blogu. Zauważył nawet, że to osoba binarna, używająca zaimków she/her. Niby drobiazg, a cieszy.

rozmowa-z-copilotem

Rzecz jasna, Copilot z Edge’a zrobił postępy dzięki temu, że ma dostęp do zasobów wyszukiwarki Bing, która moją stronę zindeksowała, a nawet wyświetla ją nieśmiało w wynikach. Microsoft przeszedł etap gównowacenia dawno temu, więc dziś jego wyszukiwarka obsługuje marne kilka procent (w Polsce 12%) rynku. Właśnie dlatego musi się starać i nie może totalnie olewać klientów jak aktualna monopolistka. A działa wcale nie gorzej od niej.

Obecnie Bing to moja wyszukiwarka pierwszego wyboru, tuż obok „kaczuszki” (Duckduckgo). Czasem zaglądam jeszcze dla porównania na Yahoo (wciąż istnieje!). Doprawdy nie wiem, skąd i jakim cudem one wszystkie dowiedziały się o istnieniu mojej strony. Przecież nie da się jej „wyguglować”! Jakkolwiek poplątany jest jej kod, dzielnie sobie z nim poradziły. Nie radzi sobie tylko liderka rynku, goo… coś tam, nie pamiętam nazwy.

W odróżnieniu od Edge’a, moja wciąż jeszcze ulubiona przeglądarka Opera ma wbudowanego asystenta AI o imieniu Aria. Nie wiem, czy Aria korzysta z bazy danych Gugla, ale nadaje jak Radio Erewań ze starego dowcipu. Aż przykro patrzeć, jak bardzo się nie orientuje i plącze w zeznaniach. W najlepszym razie kompromituje się mocno zdezaktualizowanymi informacjami – sprzed wielu lat i z całkiem innej strony. I tak skończy każdy, komu się zdaje, że czego nie ma w Guglu, to nie istnieje.

gownowacenie-rozmowa-z-aria

Gównowacenie, czyli Google nie istnieje

A niniejszy blog istnieje (sobie a Muzom) pod nowym adresem już ponad pół roku. Ot, taki blog Schroedingera – niby go nie ma, a jest, a może na odwrót. Czeka na zmiłowanie w otchłani limbo, bo Gugiel nie wpuszcza go do indeksu. Zapewne wielki Goo ma ku temu swoje powody, problem w tym, że nie uważa za stosowne ich wyjawić. Bo nie, i już. On przecież nic nie musi, jemu nie zależy. A że trafiła kosa na kamień, więc musieliśmy się rozstać. Co za pożytek z usługi, która monitoruje ruch na stronie i gratuluje kolejnych odsłon, a jednocześnie zarzeka się, że w ogóle nie zna jej adresu, negując tym samym istnienie bloga. To jakaś cyfrowa schizofrenia, a co najmniej nieuleczalna megalomania.

Urażone ego początkującego admina to tylko mała kropla, która jednakowoż przelała czarę goryczy. Jako zwykły użytkownik od dawna męczyłam się z nieefektywną wyszukiwarką, zmuszona do przedzierania się przez gąszcz linków sponsorowanych i wydmuszek pompowanych przez boty SEO. Teraz rozumiem, skąd ten śmietnik się bierze. Już nawet użycie cudzysłowu nie gwarantuje dokładnych wyników na reklamowym portalu, jakim stała się ta wyszukiwarka. Najgorsze, że stron niewidzialnych jak mój blog może być dużo więcej. A to by oznaczało, że Gugiel fałszuje rzeczywistość, zamykając użytkowników w matriksowym Googleversum. Moje obawy potwierdza niezawodny Cory Doctorow:

„Google to sztandarowy przykład gównowacenia. Ćwierć wieku temu ta firma zrewolucjonizowała Internet dzięki działającej jak magia wyszukiwarce, która uległa rozkładowi tak bardzo i tak szybko, że obecnie całe obszary Internetu znikają z pola widzenia tych 90% użytkowników, dla których właśnie ona jest bramą do Internetu.”

Jeśli kogoś razi wyraz „gównowacenie” (ang. enshittification), to śpieszę donieść, że American Dialect Society uznało je za słowo roku 2023. Znajdujemy się jednak w takim punkcie historii, że z pewnością zostanie z nami na dłużej. Ja w każdym razie już je polubiłam i nie waham się go używać w różnych kontekstach. Nie tylko pasuje do opisywanej przez Doctorowa degrengolady platform internetowych, ale też generalnie wyraża ducha teraźniejszości.

gownowacenie-internetu

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *