W podobnych okolicznościach dobrze wychowani blogerzy zaczynają zwykle od usprawiedliwienia:
Przepraszam, że tak długo nie pisałem, ale…
– przyjechała do mnie babcia/teściowa
– miałem stan przedzawałowy
– zalałem klawiaturę piwem
…i temu podobne żałosne wymówki. To, co mnie aktualnie spotyka, przebiłoby je oryginalnością. Dotyczy jednak spraw zbyt nudnych w swej powadze, by przytaczać je na niepoważnym blogu. Poza tym śmieszny wydaje mi się sam pomysł tłumaczenia się z zaniechania blogowania. – czynności bądź co bądź dobrowolnej i na dobrą sprawę nikomu niepotrzebnej. Kto chce – pisze, kto chce – niech czyta. I odwrotnie. Wszakże to zajęcie z definicji obarczone ryzykiem dla obu stron. Czytając narażamy się na poznawanie błahych lub żenujących treści. Natomiast prowadzący blog musi się liczyć z tym, że jego pisanina nikogo tak naprawdę nie obchodzi. A mimo to niektórzy, nawet świadomi nikłego zasięgu swojego blogaska, za wszelką ceną starają się być grzeczni, rozpoczynając na przykład tymi słowy:
Przepraszam wszystkich (dwóch) wiernych czytelników za przedłużającą się ciszę na blogu…
Inspirację dla powyższego akapitu znalazłam u Cory’ego Arcangela, który zacytował autentyczne koncepty blogowych usprawiedliwień i zestawił je w jednym miejscu. Muszę jednak przyznać, że bardziej niż jego Sorry I Haven’t Posted bliska mi jest postawa wyrażona tytułem Excuse me while I blog. Po sześciu latach można chyba uznać ten tekst Nicholasa Carra za blogową klasykę. Co prawda status blogera nie jest już tak nikczemny jak w 2006. Niektórzy z nas odnieśli nawet pewne sukcesy i rozpoczęli błyskotliwe kariery. Jednak dla mnie jego wpis nie zestarzał się ani trochę. Nadal w blogowaniu jest coś wstydliwego, by nie powiedzieć: obrzydliwego. Dostrzeżemy to z łatwością, gdy idąc tropem Carra, wsłuchamy się w słowo „blog”, a potem powtórzymy je kilkakrotnie, przedłużając akcentowaną samogłoskę. Nie da się ukryć, nie brzmi najlepiej. Nic dziwnego, że narzucają się mało apetyczne konteksty:
Jestem taka niewyspana, dziecko całą noc blogowało…
Zatrzymaj auto natychmiast, chce mi się blogować!
Fuj, chyba wdepnęłam w blog.