Dziś zapraszam na wycieczkę. Odwiedzimy kilka charakterystycznych miejsc i ważnych dla miasta obiektów, które istniały długo, ale na tyle dawno, że nikt z nas nie miał okazji ich zobaczyć. Podejrzewam nawet, że wielu współczesnych mieszkańców Warszawy w ogóle o nich nie słyszało. Na szczęście twórcy gry The Thaumaturge (w tym wszelkie zaangażowane inteligencje) postanowili je odtworzyć i przywrócić naszej pamięci. I chwała im za to.

Dworzec Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej
dworzec-wiedenski-w-warszawie-w-grze-the-Thaumaturge


Wiktor przybywa do Warszawy z Zakaukazia, ale nie wiemy dokładnie którędy. Teoretycznie można by go oczekiwać tam, gdzie docierały szerokie tory z Imperium Rosyjskiego. Na jednym z dworców po prawej stronie Wisły: Petersburskim (dziś Wileński) lub Terespolskim (obecnie Wschodni, rzut beretem od siedziby 11 bit Studios). Nie przybywa jednak ze wschodu, tylko z południa, więc wysiądzie w śródmieściu na Dworcu Wiedeńskim.

the_thaumaturge-dworzec-wiedenski-station


To najstarszy i przez około 80 lat główny dworzec miasta. Powstał w 1845 r., po uruchomieniu I odcinka Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, łączącej stolicę z granicą zaboru austriackiego. Spoglądamy na fasadę od strony Alej Jerozolimskich. Budynek, zaprojektowany przez Henryka Marconiego w stylu renesansu włoskiego, znajdował się w miejscu, gdzie dziś podziemne perony stacji Warszawa Śródmieście. Właśnie w związku z rozpoczęciem prac nad przebiegającą tam obecnie linią średnicową, budynek częściowo rozebrano, dworzec przemianowano na Główny i przeniesiono bliżej ulicy Chmielnej. Ostatecznie został zniszczony w czasie wojny.

Plac Zielony
plac-zielony-noca-w-grze-The_thaumaturge


„Nie ma takiego placu” – powiedzą warszawiacy. – „Jest plac Zbawiciela, plac Zawiszy, plac Zielony nie istnieje”. A jednak w pewnym sensie istnieje, choć od stu lat pod inną nazwą. Obecnie to plac Dąbrowskiego (Jana Henryka), ale wcześniej przez sto lat zwano go Zielonym. Nic dziwnego, początkowo był tam lasek, później założono ogród, wreszcie skwer. Dopiero pod koniec XIX w. stanęły wokół tej plamy zieleni eleganckie kamienice, w których osiedlali się przedstawiciele finansjery i arystokracji. Kupiecka rodzina Szulskich też mogła w jednej z nich mieszkać, ale nie pod podanym przez Wiktora adresem (pl. Zielony 9). Plac nie miał bowiem przydzielonych numerów, a pobliskie kamienice formalnie mieściły się przy którejś z otaczających go ulic.

obelisk-w-grze-the_thaumaturge


Charakterystyczny obelisk przeniesiono tu w 1894 r. z placu Saskiego (w związku z budową soboru). Miał upamiętniać „poległych za wierność swojemu monarsze”, czyli lojalnych wobec cara polskich oficerów, którzy zginęli z rąk powstańców w noc listopadową. Wielokrotnie dewastowany, przez warszawiaków uważany był za poświęcony zdrajcom ojczyzny „pomnik hańby”.

Gościnny Dwór
wejscie-do-goscinnego-dworu-w-grze-The_thaumaturge

Na Mirowie Wiktor odwiedza targowisko, ale tu czeka nas niespodzianka: wcale nie idzie do Hali Mirowskiej, pełniącej do dzisiaj tę funkcję. Zanim jeszcze dawne koszary Miera przekształcono w halę targową, w pobliżu placu Żelaznej Bramy znajdowało się popularne, ale dość chaotyczne skupisko bazarów i rozlicznych sklepików. W 1841 r. na uporządkowanym i wybrukowanym już placu dwaj architekci zaprojektowali nowoczesny bazar. Sfinansowali też jego budowę, nabywając tym samym prawo pobierania opłat od kupców przez następne 25 lat.

goscinny-dwor-w-grze-the-thaumaturge

Tak powstał Gościnny Dwór – galeria handlowa, zbudowana na planie wydłużonego trójkąta o zaokrąglonych rogach. Pod żeliwnymi arkadami ulokowano wianuszek 168 sklepów, w większości spożywczych i galanteryjnych, prowadzonych głównie przez kupców rosyjskich i żydowskich. Wewnętrzny dziedziniec, przeznaczony dla handlu naręcznego i rozkładanych kramów, przykryto później szklanym dachem. „Gościnny Dwór” to kalka z rosyjskiego, miejscowi woleli nazwę „Wielopole”, tradycyjnie związaną z tą okolicą. Bazar, zbombardowany we wrześniu 1939, w czasie wojny został rozebrany.

Syfon na bazarze Różyckiego
wejscie-na-bazar-rozyckiego-w-warszawie-w-grze-the-thaumaturge

Zaznaczyć wypada, że legendarny praski Różyc nadal funkcjonuje, choć czasy świetności ma dawno za sobą, ale Syfonu nawet najstarsi prażanie nie pamiętają. Ja pamiętam czasy, gdy taki przyrząd był w każdym domu. Dzisiejsza młodzież chyba już nawet nie wie, do czego służył. Na tle ówczesnej zabudowy musiał to być wyróżniający się punkt orientacyjny, a zarazem nie lada atrakcja. Very instagrammable, turyści z pewnością robili tam sobie selfiki

syfon-na-bazarze-rozyckiego-w-grze-the-thaumaturge

Założycielem targowiska był Julian Różycki – aptekarz i przedsiębiorca, a także właściciel posesji przy Targowej 54. Na początku XX wieku posiadał też wytwórnię wód gazowanych, a przy bramie bazaru umieścił jej reklamę w postaci siedmiometrowego syfonu. Była to drewniana konstrukcja pokryta blachą i pomalowana na niebiesko. W środku znajdował się kiosk, gdzie sprzedawano słodycze i wodę mineralną. Rozebrano go około 1935 r. ze względu na zły stan techniczny.

Dolina Szwajcarska
salon-wielkiej-alei-w-dolinie-szwajcarskiej-w-warszawie-w-grze-the-thaumaturge

W tym przypadku nazwa przetrwała w zdrobniałej formie: dolinka. Jednak odwiedzając ten niewielki skwer, trudno dziś sobie wyobrazić działający w tej okolicy „letni salon Warszawy”. W rozległym parku znajdowała się estrada oraz muszla koncertowa, gdzie występowały teatry ogródkowe, orkiestry tudzież magicy i połykacze ognia. Przez pewien czas stacjonował tu cyrk letni, były też korty tenisowe oraz tor wrotkarski. Od kiedy teren przejęło Warszawskie Towarzystwo Łyżwiarskie, każdej zimy otwierano ulubione przez warszawiaków lodowisko.

the_thaumaturge- dolina-szwajcarska-salon

W połowie XIX w. wzniesiono tu Salon Wielkiej Alei. Był to okazały budynek z tarasem, mieszczący salę balową, a zarazem największą salę koncertową w mieście. Tylko naturalnej doliny nigdy tu nie było, jedynie obniżenie terenu w miejscu wykopów pod nigdy nie zrealizowaną inwestycję księży bazylianów. Przydomek „szwajcarska” pochodzi prawdopodobnie od stylu ogrodowych altan i pawilonów, nawiązującego do architektury górskich kurortów Szwajcarii. Wszystko przepadło podczas powstania 1944 r.

Grę, która umożliwiła mi przeprowadzenie niniejszej wycieczki, mogę z czystym sumieniem dopisać do mojego ulubionego nurtu wirtualnej turystyki. Odtwarzają miasta rzeczywiste, a często już nieistniejące, miejsca oddalone w czasie lub/i przestrzeni. W Warszawie Wiktora Szulskiego czułam się jak w domu. Tylko czasem zdawało mi się, że oglądam dziwny kolaż, gdzie oficyna pałacu X stoi obok kamienicy Y, a przecież w rzeczywistości nie sąsiadują ze sobą. Tak jakby ktoś wypełnił białe plamy na mapie miasta fragmentami zdjęć i rycin ze starych albumów, tworząc w miarę spójną całość. Cóż, pewnie tak właśnie powstają współczesne wehikuły czasu, jak The Thaumaturge czy seria Discovery Tour.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *