Błąkam się niczym niedźwiedź przedwcześnie wybudzony ze snu zimowego. Rozglądam wokół, obwąchuję tropy, ale nikogo nie znajduję, pustki wszędzie. Gdzie ci blogerzy sprzed lat, gdzie te rozdyskutowane fora… Nie ma do kogo zagadać, a coś nagle wybudziło mnie z hibernacji. Nie pora na spanie, gdy powstała gra o Moim Mieście! Broniłam się przed nią chwilę, ale słabo, odkąd w nieprzychylnych opiniach wyczułam specyficzne zacietrzewienie trolli i niechęć typowych graczy, które bezbłędnie odczytuję jako najlepszą rekomendację.
Kumpel z dzieciństwa, obecnie przywódca przestępczego półświatka lewobrzeżnej Warszawy, namawia bohatera do udziału w ustawce na Różycu. Odwołując się do wspólnych młodzieńczych wypadów, zabiera go w – cytuję – „podróż sentymentalną” na Pragę. Później, w trakcie mordobicia, zapyta: „Czujesz ten zapach magdalenki unoszący się w powietrzu?”
Magiczny to moment, gdy gra wideo porozumiewawczo mruga okiem i znienacka przemawia moim językiem. Takich chwil było więcej, aż się przestraszyłam, że ktoś wymyślił The Thaumaturge specjalnie dla mnie. Cudownie. Albo fatalnie, bo podbił niszę, a co z resztą? Przecież większość graczy zapyta: o czym on w ogóle bredzi? Z kolei wykształciuchy, które załapią literacką aluzję, będą się czepiać, że przecież w 1905 r. powieść Prousta jeszcze się nie ukazała, więc do kogo ta mowa, Abaurycy?
Poprzeczka w tym ambitnym projekcie zawieszona wysoko, a polskie recenzje umiarkowane w entuzjazmie, więc krótko skomentuję niektóre zarzuty:
– rzekomo kiepska optymalizacja
Mój nastolatek z 8Gb RAM, czyli poniżej wymaganego minimum, udźwignął tę przygodę bez szemrania i zgrzytów.
– brak polskiego dubbingu
Jak by to ujął taumaturg: moja skaza dumy narodowej została w ostatnich latach na tyle osłabiona, że w ogóle mnie to nie bulwersuje. Jeśli jednak polskie głosy zostaną podłożone, to chętnie posłucham, zwłaszcza przykładów gwary warszawskiej.
– słaby ponoć system walki
Dla mnie turowa bijatyka to nowość, dziwność, rewelacja; walka jest umowna, a nie dosłowna; wymaga myślenia, a nie refleksu; wizualnie zachwyca, nie epatuje prymitywnymi efektami w postaci fruwających wnętrzności (wstyd, Wiedźminie!).
– nużąca momentami eksploracja
Nie zauważyłam, a jestem w trakcie ponownego przejścia; po trosze przez ciekawość alternatywnych ścieżek fabularnych, ale głównie dla odkrycia przeoczonych „znajdziek” i sekretów Warszawy, bo to w całej zabawie jest najciekawsze.
– wysoka cena
Z reguły nie kupuję gier powyżej 75 zł, więc zaszalałam. Nie żałuję.
Gdzieś między wierszami wyczuwam jeszcze zarzut, którego nikt nie sformułował: czy The Thaumaturge nie jest aby za bardzo przygodowa?
Na zaczepki trolli (ruskich i prawackich) odpowiadać nie warto, bo obnażają tylko swą butę, ubóstwo myślowe i luki w edukacji.