Czekałam na „Kapturka” od dawna i chciałam zagrać, jak tylko się ukazał, ale powstrzymywał mnie natłok spraw bieżących oraz nagromadzenie licznych zaległości, także związanych z graniem. Odkąd jednak znalazłam w recenzji na AG mój ulubiony epitet „pretentious” – nie mogłam dłużej zwlekać. Pretensjonalne jest dla mnie dobre. A dokładniej: to co wielu wydaje się pretensjonalne, mnie zazwyczaj naprawdę ciekawi, bawi, wzrusza. I już.

Postanowiłam grać „chronologicznie”, zaczynając od najmłodszej, Robin. Pierwsze wrażenie: jaka szkoda! Szkoda, że tak dużo wiem o tej grze. Gdybym nie czytała recenzji, postąpiłabym zgodnie z instrukcją: poszłabym prościutko do domku babci, nie zbaczając ze ścieżki. Taka już jestem. Zawsze byłam posłusznym dzieckiem. Pewnie wiele mnie w życiu przez to ominęło. Tu spotkałaby mnie niespodzianka i może wreszcie jakaś… nauczka?
Trochę szkoda, że dzięki zaglądaniu na blogi autorów byłam na niezwykłość The Path przygotowana. Gdybym nic nie wiedziała o tej grze, to dopiero byłaby EUREKA!
Robin eksploruje plac zabaw. Ja ćwiczę sterowanie. Przy mojej kiepskiej orientacji przestrzennej czeka mnie sporo błądzenia po tym lesie.

***

Nie mogę uruchomić wczorajszego zapisu, zaczynam więc od początku, znowu z Robin. Tym razem znajdujemy skarb, za który można kupić wszystkie zabawki świata, pozwalamy się prowadzić dziewczynce w bieli, a potem telefonujemy z budki. No tak…

***

Znowu zapis nie działa, więc po raz kolejny Robin wyruszy do lasu. Tym razem trafia na cmentarz. Ależ ta gra nieliniowa! – zachwycam się. W końcu do mnie dociera, że wcale nie zaczynam za każdym razem od początku, tylko kontynuuję wcześniejszą „rozgrywkę”, bo tu nie da się dowolnie zapisywać. Jak zwykle nie przeczytałam instrukcji.

***

Powinnam przejść ścieżkę Robin do końca (bo przecież jest jakiś), ale poprzednio widziałyśmy w lesie wilka i nie czuję się gotowa tam wracać. Na razie unikałam go, ale pewnie trzeba wreszcie stawić mu czoła. To może dla odmiany dziś zagram kim innym?
Typowe. Zawsze odkładam rozwiązywanie problemów na później.
Z Ginger przeżywamy chwile beztroskiej zabawy – przepiękna scena wśród polnych maków, a potem zaskoczenie – nieznośna ciężkość nóg na ścieżce. Mała dziewczynka powłóczy nogami jak staruszka na Cmentarzu.

ThePathGinger2009040215401600001_300x300

Gram w Kapturka jak w casuala. Albo jak casual. Z doskoku, po paręnaście minut. Planowałam dłuższe seanse wieczorami, na spokojnie i w skupieniu. To jednak musi być wyjątkowo „pretensjonalna” gra, skoro tak strasznie mnie ciekawi: co dalej. Stąd granie w każdej wolnej chwili. Daje się.

***

Szok! Wracam, a tu tylko pięć Kapturków. Gdzie się podział szósty? Nawet nie zauważyłam wilka ani domku babci, ani nic. Tak wolno człapała, a ja musiałam pilnie wyjść – nie mogłam dłużej na nią czekać. Przecież jest postacią z gry, powinna zostać tam, gdzie był autozapis – na ścieżce. Porzuciłam wyczerpane, przemoczone dziecko samo, bezbronne w ciemnym lesie.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *