Znowu mnie będą dręczyć i przywoływać wspomnienia. Gdy mówią „Elder Scrolls”, słyszę: „Redguard”. A redguard jest jeden – to Cyrus. Osiągnął więcej niż panna Croft. To dla niego dobywałam miecza. Walczyłam z trollami i piratami, gigantycznym robotem i cesarskim smokiem, a nawet z obleśnie mlaszczącymi kościotrupami na wyspie N’Gasty. Precyzyjnie odmierzałam kroki, by pokonać przepaści i uchwycić linę. Nieprzeliczone godziny trenowałam skok na ten jeden właściwy piksel na gigantycznym muchomorze, który pozwolił mu się odbić i nie wpaść do wrzącej lawy w goblińskich jaskiniach. A gdy upadał – setki, tysiące razy, jęcząc i postękując – to zawsze z męskim wdziękiem. Niech głosem Michaela Macka się do mnie odezwie, choćby to było „duh…ugh!” przy upadku. Chcę biegać za Cyrusem po wszystkich zakamarkach Stros M’Kai; on będzie szukał zaginionej siostry, ja – przygody.
Niestety, pod XP gra nie działa, w każdym razie trudno ją uruchomić bez dodatkowych zaklęć i tajemnych rytuałów. Trzeba głosować, może wreszcie Cyrus powróci, jak wrócili inni bohaterowie.