Żyli sobie dziad i baba, bardzo starzy oboje… i bezdzietni. Pewnego razu baba ulepiła ciastko w kształcie chłopca i włożyła do pieca. Gdy chciała je wyjąć, piernikowy ludzik zręcznie wyskoczył i pomknął w dal, rzuciwszy na pożegnanie:
Run, run as fast as you can. You can’t catch me,
I’m the gingerbread man.
Staruszkom nie udało się dogonić pierniczka. Ich kot próbował złapać uciekające ciastko, ale i on usłyszał ten sam wierszyk. Sytuacja powtórzyła się jeszcze z krową, świnią, koniem lub paroma innymi zwierzętami, w zależności od wersji. Wszystkim umykał, aż wreszcie nad rzeczką spotkał lisa. Ten nawet nie starał się z nim ścigać, tylko sprytnie go podszedł: zdobył jego zaufanie, a potem zjadł.
Historyjka ta znana jest w Ameryce i wielu krajach Europy (np. rosyjski Kołobok). I chociaż co najmniej od połowy XIX wieku podobne wierszyki i bajki krążą po świecie, współczesnym polskim dzieciom Gingerbread Man kojarzy się głównie z Ciastkiem – Piernikowym Ludkiem ze Shrecka.
Wszystkie tradycyjne powiastki o uciekającym humanoidzie (z piernika, macy, ciasta ryżowego czy naleśnikowego) prowadzą do wspólnego finału: uciekinier zostanie schwytany i zjedzony – takie jest jego przeznaczenie.
Victoria zabiera się do pieczenia, gdy pościg trwa jeszcze. Od dawna przestępca zręcznie wymyka się policji, a jej samej kilka godzin wcześniej dosłownie wyślizgnął się z rąk. Jeszcze parę razy mu się uda, aż w końcu nad rzeczką…
Narzucająca się analogia z motywem uciekającego ciastka prowadzi jednak na manowce łatwego dydaktyzmu. Że niby złoczyńcy kara nie minie? Zakończenie Still Life, typowy cliffhanger, nie jest tak oczywiste i jednoznaczne. Nie dowiadujemy się, kto zabił, i nie mamy pewności, czy został ukarany. Niedawno zapowiedziany ciąg dalszy może wyjaśni tę kwestię.
Czekając na Still Life 2, pomarzymy sobie jeszcze o idealnym mężczyźnie…
2 komentarze