Apokalipsa to nie jest przyjemna perspektywa. Nikt nie chciałby doczekać zagłady ludzkości i wszelkich form organicznego życia. Niewielką pociechę stanowiłaby możliwość ocalenia przynajmniej części ludzkiej świadomości dzięki zeskanowaniu jej przez oprogramowanie neurologiczne i zaimplantowaniu w mechaniczne, trwałe awatary. Człowieczy hardware uległby zniszczeniu, lecz ocalałaby jakaś część naszego software’u. Największe szanse miałyby mózgi znajdujące się w krytycznym momencie w pobliżu odpowiednich urządzeń, a więc należące do różnej maści nerdów, wojskowych, fanów gier komputerowych. „Starość aksolotla” to gorzka wizja tego, co by po nas pozostało.
W radiowym wywiadzie z Jackiem Dukajem Jerzy Sosnowski zauważa:
W efekcie obraz naszej cywilizacji po „wysmażeniu” ciał ludzkich jest nie tylko groteskowy, ale też… trochę żałosny. Te seks-roboty, automatyczne pluszaki, biegające postaci z gier komputerowych [chodzi o tzw. mechy, czyli ogromne humanoidalne roboty – przyp. mój], bo trzeba wykorzystać ten złom, który pozostał, żeby się poruszać po rzeczywistości… Na mnie to robi wrażenie dość żałosnego dorobku cywilizacyjnego. Czy świat zwariował?
Na co Dukaj odpowiada:
Większość z tego, co się produkuje w tej formie, którą oni mogli posiąść jako bezcielesne paraprogramy, jest produktem popkultury kierowanym głównie do bardzo młodego albo wręcz dziecięcego odbiorcy. Nawet dorośli mają już wyryte w głowach wzorce atrakcyjności wzięte właśnie z produktów młodzieżowych czy dziecięcych. Stąd wszystko to, czym oni się posługują, oddaje estetykę gier komputerowych, komiksów albo produktów fabryki snów z Hollywood. (…) Już w tej chwili jesteśmy w momencie, gdy znaczna część kultury materialnej i niematerialnej nawet jeśli jest produkowana dla dorosłych, to tak jakby ci dorośli byli nastolatkami. Wrażliwość dorosłych, ich upodobania, to co wydaje im się cool, jest w rzeczywistości nacelowane na nastolatków. Nastolatki żyją w tych 40-, 50-latkach.
Muszę przyznać, że powyższe słowa wstrząsnęły mną bardziej niż literacka wizja apokalipsy. Może dlatego, że mało prawdopodobne, bym jej doczekała, a spostrzeżenia pisarza potwierdzają moje własne, całkiem aktualne obserwacje. Tak, świat zwariował; zamiast szczycić się zmarszczkami jako oznaką dojrzałości i doświadczenia, w pogoni za młodością funduje sobie totalny lifting. I nie chodzi tylko o zabieg medycyny estetycznej.
Mój osobisty kontekst tej lektury obejmuje także natrętne poczucie déjà vu, które od dłuższego czasu nawiedza mnie w zderzeniu z tymi elementami współczesności, które wydają się realizować scenariusze dawnych powieściowych czy filmowych antyutopii. Dotyczy to również bliskich spotkań z przedstawicielami homo sapiens o mentalności tak odmiennej, jakby przybyli z odległych galaktyk. Skąd ja to znam? – zastanawiam się. – U kogo o tym czytałam?… Trudno sobie przypomnieć, bo etap literatury fantastycznej (właściwie science-fiction) przechodziłam w czasach wczesnej młodości, a fascynację Lemem zaliczyłam jako dziecko. Powrót do lektur z tamtej epoki prowadzi do zaskakujących odkryć. I tak w przypadku Zajdla nie mogę się nadziwić, że w latach osiemdziesiątych odczytywaliśmy Limes Inferior jako powieść z kluczem, dopatrując się aluzji do komunistycznego totalitaryzmu, podczas gdy dziś dostrzegam w niej proroczą powieść społeczno-obyczajową o życiu w pierwszej połowie XXI wieku.
Wątek samospełniającej się wizji literatury fantastycznej przewinął się również w cytowanym wywiadzie, choć w nieco innym ujęciu. Sosnowski zastanawia się, ile z opisywanych w ebooku wynalazków i nowinek technologicznych jest już w użyciu, a które pozostają literacką fikcją.
J.D.: Większość tego, co jest dodane ode mnie, jest oparte na istniejącej wcześniej popkulturze. Nie dlatego, że mam akurat taką „jazdę popkulturową”, tylko dlatego, że to jest bardzo praktyczny mechanizm biznesowy sprzedawania nowinek technologicznych w formach, które już są głęboko osadzone w świadomości masowej, a ona z kolei jest tworzona przez popkulturę globalną. (…) To, co my tworzymy, także jako fantastyka, i co wchodzi do masowej świadomości, potem staje się rzeczywistością.
J.S.: A więc parafrazując formułę Oscara Wilde’a, teraz rzeczywistość naśladuje fantastykę?
J.D.: Tak, ale dlatego, żeby się dobrze sprzedać.
Muszę jeszcze przynajmniej zasygnalizować kontekst związany z podejmowanymi na tym blogu tematami. Pierwotna wersja utworu powstała w roku 2013, a w następnym ulegała pewnym modyfikacjom w związku ze zmianą koncepcji wydawcy. Działo się to mniej więcej w tym samym czasie, gdy Croteam pracował nad The Talos Principle. Kto grał, ten domyśla się, do czego zmierzam. Powstrzymam się od wchodzenia w szczegóły, bo nie wszyscy zdążyli przeczytać i zagrać, ale interesująco rysują się tutaj zarówno zbieżności tematyki, jak i różnice w jej ujęciu. Do zaproponowanej przez Jonasa Kyratzesa listy lektur uzupełniających wkrótce można będzie dopisać The Old Axolotl, bo za parę dni ukaże się angielskie tłumaczenie.
Jeśli ktoś przeoczył, polecam „Bibliomachię” – arcyciekawy artykuł Jacka Dukaja z magazynu Książki (1/16) oraz przejmujący w swej urodzie zwiastun filmowy jego mini-powieści (powyżej).
PS. W trójkowej audycji sprzed tygodnia ogłoszono również konkurs dla słuchaczy: gdybyście stracili ciało, ale wasz umysł w postaci cyfrowej mógłby się kontaktować z otoczeniem, na przykład esemesami, jak brzmiałaby pierwsza wysłana w ten sposób wiadomość? Laureatem głównej nagrody (tablet z jabłuszkiem oraz wgranym ebookiem Dukaja) został autor esemesa: „I ciało stało się słowem.”