Najpierw moją uwagę zwróciły nietypowe epitety:
„Charming”. „Beautiful”. „Fun”. „Relaxing”. „Whimsical„.
O czym mowa???
„Lepsza od Diablo”. „W duchu Ultimy.”
A więc chodzi o grę, i to z gatunku RPG. To oznacza dwie rzeczy: po pierwsze muszę ją poznać, po drugie coś z nią chyba nie tak, najpewniej z „rozgrywką”. Jeśli powiem, że przeszłam Driftmoon z przyjemnością i bez frustracji, to może stanowić pewną wskazówkę. Nie ukończyłam wszystkich questów i nie wykorzystałam dostępnych zaklęć bitewnych ani typów broni, a najlepiej mi się walczyło… patelnią. Jeśli utknęłam, to nie z powodu trudnych przeciwników (no, może na chwilę), tylko dlatego, że nie znalazłam magicznej wędki albo ukrytego przejścia. Wielce przygodowa to rzecz, niewątpliwie. Może spodoba się tym, co grywali w RPG za młodu, a teraz nie mogą się odnaleźć w jej współczesnej odmianie. Nie zawiodą się amatorzy długaśnych dialogów, a miłośnicy zabaw konwencją, żonglowania znanymi wątkami czy popkulturowych cytatów też znajdą coś dla siebie. Jest humor, są dobre wibracje. No i demo.

W tego rodzaju przypadkach nachodzi mnie ciekawość, skąd się taki projekt wziął, jacy ludzie za nim stoją. Podobno prace nad Driftmoon trwały siedem lat. Zauważmy jednak, że twórcami gry (poza kompozytorem Garethem Meekem) są państwo Ville i Anne Mönkkönen, którzy w 2006 roku dopiero się poznali (wywiad). W trakcie owych siedmiu lat nie tylko powstał silnik gry, bogaty świat i rozbudowana fabuła, ale przede wszystkim autorzy zdążyli się w sobie zakochać, pobrać, znaleźć czas na pracę zawodową tudzież narodziny i wychowywanie dwójki dzieci. Czy nadużyciem byłoby przypuszczenie, że Driftmoon powstawał w atmosferze… miłości?

Natomiast o Incredipede z pewnością można powiedzieć, że narodziła się w podróży. W jej przypadku nie czekałam na cudze opinie, Niewiarynoga zachwyciła od pierwszego wejrzenia na promocyjny filmik, z którego przebija urok, inteligencja, dowcip. Można by nawet powtórzyć wymienione wyżej epitety: charming, beautiful, fun, relaxing, whimsical. Oh yeah, very whimsical, indeed. A poza tym sporo tu gimnastyki dla umysłu i wyobraźni.

Powstała w efekcie współpracy Colina i Sary Northway z Thomasem Shahanem. Colin i Sarah to małżeństwo globtroterów; kilka lat temu rzucili wszystko, sprzedali cały dobytek poza plecakiem i laptopem, by rozpocząć koczowniczy żywot artystycznej cyganerii, spędzając po kilka miesięcy w różnych zakątkach globu, niekiedy w towarzystwie podobnych sobie twórców niezależnych. Pomysł Incredipede przyszedł z dżungli, otaczającej ich podczas pobytu w Hondurasie, wraz z wypełzającymi z niej żyjątkami wszelkich gatunków i podziwem dla pomysłowości matki natury, która potrafiła je wyposażyć odpowiednio do warunków życia. Z kolei zagadnienia techniczne, jak projekt interfejsu oraz konstrukcja kończyn i muskułów Quozzle, rozwiązały się w otoczeniu lepiej zorganizowanym niż chaotyczna dżungla. Natchnienie przyszło w Tokio, pod wpływem świetnie zaprojektowanego systemu komunikacji miejskiej, a głównie funkcjonalnej inii metra. Na pytanie, czy cygański tryb życia nie przeszkadza w twórczości, Colin odpowiada, że wręcz przeciwnie, zmiany inspirują wyobraźnię i otwierają umysł. Trzeba tylko pozostać w jednym miejscu na tyle długo, by ochłonąć z pierwszego wrażenia i zacząć mieszkać, a jednocześnie przetwarzać to, co nowe, świeże, ożywcze.

Pisząc tę notkę, prawdopodobnie ulegam pokusie biografizmu, przed czym przestrzegano mnie na różnych etapach edukacji. Wszak dzieło mówi samo za siebie, więc należy je analizować w oderwaniu od okoliczności powstania, skupiając się na jego wewnętrznej strukturze – tak mnie uczono, dawno temu. Bez względu na to, czy w humanistyce nadal obowiązuje antybiograficzne podejście, w mocno zdehumanizowanym świecie elektronicznej rozrywki najbardziej interesuje mnie kontekst ludzki, obejmujący zarówno odbiorców, jak twórców. Ciekawsza od wewnętrznej struktury „dzieła” bywa odpowiedź na pytanie, co autorów nietuzinkowych projektów inspiruje, skąd czerpią siły? Jak się pracuje na etapie zakładania i powiększania rodziny, a co da się stworzyć w trakcie nieustających wakacji?

Driftmoon i Incredipede to sympatyczne i warte uwagi gry z ciekawymi ludzkimi kontekstami.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *