W trzecim roku niemrawej działalności wypadałoby się wreszcie wytłumaczyć z tego chimerycznego pisania. Zaczęłam z ciekawości, aby wypróbować nową formę wypowiedzi, potrenować wstawianie obrazków, filmików itp. Przez pierwsze miesiące blog był ukryty, ale dla doświadczenia pełni eksperymentu niezbędny okazał się coming out. Potem nastąpił krótki okres fascynacji mapkami i wykresami z Google Analytics.
Już wiem, że blogowanie wciąga, a życie pozakomputerowe ucieka. Rasowym blogerem nie jestem i chyba nie chcę być, mogę najwyżej od czasu do czasu nim bywać. Pewnie powinnam pisać do wirtualnej szuflady i zamknąć blog dla publiczności, ale – z całym szacunkiem dla garstki stałych Czytelników – nie bardzo jest przed kim zamykać, więc na razie nie widzę takiej potrzeby. Nie będę też kasować dotychczasowej chaotycznej zawartości, choć zaledwie z kilku notek jestem zadowolona (np. Tykotek, Big Enchilada), a tylko jedną (Wielka gra małego Bena) uważam za istotną.
Zdaję sobie sprawę, że jak na moje możliwości czasowe, profil blogu jest zbyt szeroki. Czytać, słuchać, oglądać, czasem zagrać – to dla mnie na pewno ważniejsze niż napisać o tym w internetowym pamiętniku. A jednak tu wracam…
Wspomniany wcześniej wywiad Davida Cage’a przypomniał mi, że początkowo blog miał się nazywać „Gry dla dorosłych”, ale zrezygnowałam z tego tytułu ze względu na jego chwytliwą dwuznaczność, bo ostatnie, czego bym sobie życzyła, to wizyty tysięcy przypadkowych przechodniów. Wolałabym gościć bliskich mi duchem niszowców, którzy rozumieliby ten tytuł podobnie jak ja:
Oczywiście o dorosłości wcale nie świadczy znaleziona na pudełku pieczątka z dużym M (Mature) i uzasadnieniem: Blood! Language! Strong Sexual Content! Violence! To tylko ostrzeżenie, że gra może zawierać treści nieodpowiednie dla dzieci lub osób wrażliwych.
Gry dorosłe, jak ja to rozumiem, są zaprzeczeniem bezmyślnej i pustej rozrywki. Każą zastanowić się nie tylko nad zawartymi w nich problemami do rozwiązania (w przygodówkach nazywamy je zagadkami), ale także zmuszają do stawiania sobie pytań inspirowanych poruszaną tematyką, wykraczającą poza standardowe „ratowanie świata”. Pod wpływem takiej gry, podobnie jak dobrej książki czy filmu, otwierają się w mojej głowie rozliczne szufladki z napisami: Polityka, Filozofia, Literatura, Nauki ścisłe itd., a fiszki furkocząc przelatują z jednej do drugiej. [źródło]
Przekonać niedowiarków, że takie gry istnieją – to byłaby moja misja, gdybym chciała nadać tym zapiskom wyższy sens.