Przez kilka dni byłam obiektem społecznej akcji wzmacniania pozytywnego. Wzmacniano mnie werbalnie, lecz intensywnie. „Niesamowite, że na to wpadłaś!” „Nie mogliśmy lepiej trafić!” „Najwyższy profesjonalizm!” „Jesteś najlepsza!” I różne takie. Działo się to w nowym środowisku, które musiałam szybko i skutecznie przekonać do siebie, by przeprowadzić zamierzone działania ku pożytkowi wspólnemu, chwale ojczyzny tudzież ogólnej satysfakcji. NYHDDSP…
Demonstracyjne wyrazy uznania, pochwały wyrażane sztucznie podniesionym głosem, by wszyscy wokół słyszeli, nie były właściwie adresowane do mnie. Tak naprawdę chodziło o wywarcie presji na czarną owcę w stadzie. Jedna osoba początkowo nie akceptowała mojego liderowania, a nawet próbowała zawiązać spisek. Byłam świadoma rozgrywki toczącej się w tej małej społeczności. Aby mi się w głowie nie przewróciło, powtarzałam sobie pod nosem: nie zasłużyłaś. Nothing You Have Done Deserves Such Praise. NYHDDSP.

Brakowało tylko, żebym usłyszała „You make me cough, you’re so good”. Tak właśnie dzieje się w artystycznym eksperymencie Jasona Nelsona pod tytułem: Nothing You Have Done Deserves Such Praise. Eksperyment zarazem zabawny, jak i wprawiający w lekką konfuzję i skłaniający do autorefleksji. Tego między innymi oczekuję od wirtualnej rozrywki.
Satyra na gry i ludzi
Z jednej strony to satyra na gry – oczywiście te mniej eksperymentalne. Powtarzają od lat utarte schematy i sprawdzone chwyty, tyle że w coraz bardziej spektakularnych dekoracjach. Chyba jednak bardziej chodzi o nas samych. O naszą łatwość ulegania magii fanfar, pokusie kolekcjonowania medali i pucharów za osiągnięcia mało istotne lub wręcz fikcyjne.
Skrzętnie to wykorzystują portale społecznościowe oraz wszyscy pragnący ludźmi manipulować, choćby w ramach modnej ostatnio „grywalizacji”. Upajamy się liczbą odsłon i słupkami oglądalności, jakby miały cokolwiek wspólnego z jakością naszych dokonań. Niektórzy zdają się nawet nie dostrzegać, że fejsbukowe „lajki” świadczą jedynie o tym, ilu znają podobnych sobie lanserów.

Dość gadania. Siła NYHDDSP polega na tym, że unikając zbędnych słów i jednoznacznej interpretacji, powie nam tyle, ile zechcemy się dowiedzieć. Wykorzystuje przy tym obraz, dźwięk, tekst oraz elementy rozgrywki (bieganie, skoki, trafianie do celu itp.), żadnego z nich nie wyróżniając nad inne. To przykład tej szczególnej syntezy sztuk, którą należałoby czym prędzej wyodrębnić i odpowiednio nazwać, zamiast wrzucać do worka z etykietą „gry wideo”. Chyba że chodzi o to, by bezwartościowe blockbustery wkroczyły na kulturalne salony na plecach niszowych „indyków”.