Podążając za idolami, rozejrzałam się trochę wśród gier zwanych hidden object (HOG). Lubię HOG-i, ale grywam w nie rzadko i zwykle nie dłużej niż godzinę, bo tyle trwa dostęp do darmowej wersji demo. Łatwo mi na tym poprzestać, bo pociąga mnie w nich głównie to, od czego wzięły swą nazwę, czyli wyszukiwanie przedmiotów perfidnie ukrytych na planszach. Zawsze irytowało mnie, że do tej prostej przyjemności usiłuje się dorabiać filozofię w postaci fabuły, mającej połączyć poszczególne plansze w jedną całość. Wydawało mi się to sztuczne i zbędne, więc zwykle pomijałam wtręty w postaci dialogów czy komiksowych scenek, starając się „zaliczyć” jak najwięcej plansz w ciągu darowanej godziny.

Redemption Cemetery: Curse of the Raven

W Redemption Cemetery: Curse of the Raven nic nie zapowiadało niespodzianek: tytuł sztampowy, początek schematyczny, intro typowe dla tego gatunku. Prowadzę samochód w nocy, mam kraksę, w efekcie ląduję przed bramą… jakże by inaczej: cmentarza. Wchodzę, brama się zatrzaskuje, zostaję sama w ciemnościach, wśród nagrobków i typowo cmentarnych odgłosów: odzywa się tytułowy kruk, hula wiatr, słychać podejrzane chroboty i szepty. Pewnie będę sobie klikać w tej scenerii do końca dema.

Wkróce jednak zaczyna się coś dziać. Spotykam ducha mężczyzny, który zginął w pożarze wraz z córką. Prosi, bym cofnęła się w przeszłość i uratowała dziewczynkę. Po teleportacji moim oczom ukazuje się płonący dom i dziecko w oknie. Tła są statyczne, dwuwymiarowe, lecz ożywione animacjami (dym, płomienie, iskry itp). Oczywiście czas funkcjonuje tak, jak w typowej przygodówce, czyli stoi w miejscu, czekając na moje działania, ale po raz pierwszy spotykam w HOG-u namiastkę akcji. Robię co mogę, by uratować dziewczynkę. Najpierw muszę wejść do domu, potem przedostać się do kolejnych pomieszczeń, a po drodze piętrzą się przeszkody: zablokowane zamki, płomienie, uszkodzone urządzenia, iskrzące kable elektryczne itp. Gdy już uda mi się dostać do pokoju Anne Marie, z sufitu runą płonące żagwie i zablokują mi drogę (proszę najechać kursorem na obrazek, by zobaczyć, jak to wyglądało). Nagle moje wysiłki przerywa plansza: Thank you for playing the demo.

Redemption Cemetery

Nie, to się nie może tak skończyć, tym razem muszę grać dalej. Nie kieruje mną ciekawość dalszego ciągu, bo go znam, widziałam przecież grób Anne Marie. Będę grać, by skończyło się inaczej. Daję się złapać na sprawdzoną przynętę: misję ratowania – co prawda nie świata, ale małej dziewczynki. Redemption Cemetery to pierwsza gra typu hidden object, którą ukończyłam.

Opisuję to doświadczenie, by pokazać, jak bardzo rozgrywka w HOG-ach różni się od wyobrażeń gardzących nimi graczy. Ewolucja tego gatunku postępuje gwałtownie i wyraźnie zmierza w kierunku przygodówek. W tej chwili zbiory „adventure” i „hidden object” mają już pewną część wspólną, którą nazywam: gry łamigłówkowe. Warto je wydobyć z przepastnego worka z etykietą Casual, wyjaśnić nieporozumienia i rozprawić się z mitami.

[ciąg dalszy nastąpi]

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *