Zaglądam co jakiś czas do Tarsier Studios, by pobłądzić po uliczkach nieistniejącego miasta i pomarzyć o grze, jakiej jeszcze nie było*. Takiej, w której można by wreszcie zatrudnić słuch – nie tylko do odbioru muzyki z tła, ale bezpośrednio w rozgrywce, umiejętnie wykorzystując w niej dźwięki. O ile popularne ostatnio gry zwane muzycznymi wymagają głównie zręczności palców, w The City of Metronome, jeśli powstanie, trzeba będzie „grać uszami”.
Eksploruję zaułki Metronome – ni to Belleville, ni to Ankh Morpork – w poszukiwaniu dźwięków, które nagrywam, by potem wykorzystać w zależności od sytuacji. Jedne działają destrukcyjnie jak broń, drugie denerwują lub rozpraszają, inne zmieniają nastawienie postaci. Raz odtworzę kołysankę, by uśpić strażnika, kiedy indziej radosny dżezik, by kogoś wprowadzić w dobry nastrój. Niektóre nagrania trzeba nieco dostroić, jak np. szczekanie małego pieska, które musi zabrzmieć jak ryk bestii. Tak to sobie wyobrażam na podstawie oglądanej parę lat temu prezentacji rozgrywki.
Mimo przychylnego przyjęcia projektu na E3 2005 autorom nie udało się znaleźć wydawcy, więc zrezygnowali z produkcji. Nadzieja powróciła w listopadzie 2007 wraz z przyznaniem szwedzkiemu studiu dodatkowych funduszy (600,000 DKK) przez Nordic Game Program (wspomagał także Crayon Physics Deluxe i Global Conflicts).
Oficjalnie nadal nic się nie dzieje, choć niedawno Mattias Nygren zapewnił, że czeka tylko na odpowiedni moment, by wrócić do pracy nad grą. Niewiele trzeba, by uruchomić wyobraźnię fana. Parę dni temu na stronie, którą do dziś zdobi grafika z Metronome, pojawiło się nowe ogłoszenie; poszukują twórczych, błyskotliwych, odrobinę szalonych współpracowników. Ciekawe, do czego.
* Był oczywiście Loom. Dwadzieścia lat temu.