I pomyśleć, że to miał być survival… Taki ze wskaźnikami głodu, energii, temperatury, których trzeba pilnować, by nie zginąć. Na szczęście twórcy w porę uświadomili sobie, że walka o przetrwanie to nie najlepszy pomysł na urządzanie świata, w którym ludzie mają się czuć dobrze i bezpiecznie. A zdaniem autora, gra to przede wszystkim miejsce – takie, do którego chce się wracać. Jeszcze nie znając jego definicji, pomyślałam o Eastshade, że jest trochę jak dom, o którym kiedyś pisałam.
The painting mechanic was born from trying to think of a way to reward the kind of thing we wanted the player to do in Eastshade, which is to go slow and smell the roses.
Zgadza się, jest co wąchać, podziwiać i kontemplować, można delektować się pięknem bez obaw i pośpiechu. Nie należy jednak popełniać mojego błędu i oczekiwać „mechaniki malowania” rozumianej dosłownie, bo nic takiego tutaj nie występuje. Początkowo mnie to mocno rozczarowało i zniechęciło do gry, ale po paru latach dałam jej drugą szansę. Trudno, skoro nie mogę malować, będę się cieszyć wykonywaniem zrzutów ekranu na zamówienie, bo na tym polega tu moja praca. Teraz czytam, że twórcy zrezygnowali z rozbudowy warsztatu malarskiego na rzecz pogłębionej charakterystyki postaci i ciekawych misji, co dziś uznają za właściwą decyzję.
Nie oznacza to wcale, że wystarczy tylko kliknąć, by produkować obrazy bez ograniczeń. Wędrowny malarz musi rozważnie gospodarować zasobami, zarówno materialnymi, jak duchowymi. Trzeba zdobyć (kupić, znaleźć, dostać) niezbędne materiały, czyli płótno i deski na blejtram, ale też zadbać o inspirację. Same widoki, choćby nie wiem jak zachwycające, nie wystarczą. Artystę inspiruje sztuka (czytanie książek, słuchanie muzyki), podróże (odkrywanie nowych miejsc), drobne przyjemności (relaksująca kąpiel, filiżanka herbaty) czy satysfakcja z wypełnionej misji. Czasem jedno przeczy drugiemu, np. gdy się najmiesz do pracy, aby zarobić na płótno, to stracisz punkty inspiracji, bo praca fizyczna odbiera natchnienie. Taka mechanika.
Jest tu oczywiście fabuła, są postaci, dialogi i questy, ale dla mnie największy walor gry stanowi eksploracja. Eastshade to świat stworzony dla eskapistów, szukających relaksu i wytchnienia, uciekających od ziemskiej i ludzkiej mizerii do… właściwie dokąd? Podobnie rajskie krajobrazy można znaleźć też na naszej planecie, ale regularnie występujące zaćmienie słońca wskazuje, że znajdujemy się na innej. Jej mieszkańcy to istoty człekokształtne, o fizjonomiach przypominających dobrze znane zwierzęta: niedźwiedzie, małpy czy jelenie. Na szczęście mieszkają tu też koty, co prawda pełniące tylko funkcje dekoracyjne, ale one akurat pozostają sobą, jak zwykle zresztą.
„Milutko tutaj” – mruknęłam kąśliwie na powitanie Eastshade, której estetyka wydała mi się początkowo zbyt cukierkowa. Dopiero po wydostaniu się z Lyndow gra przekonała mnie do siebie, a gdy później otwierały się przede mną kolejne, nieoczekiwane obszary, penetrowałam je łapczywie w eksploracyjnym amoku. Świat odkrywa się w odpowiednim tempie, stopniowo, w miarę wykonywania misji, zdobywania umiejętności i kompletowania niezbędnego ekwipunku. Moim celem i motywacją do działania jest poszerzanie dostępnej przestrzeni. Jeśli zdarza mi się główkować, to nad tym, jak dotrzeć w ukryte lub odległe miejsca. Satysfakcjonujące bywa też znajdowanie nowych sposobów przemieszczania się, przy czym nie mówię tu wcale o teleportacji, z której skorzystałam tylko raz, w sytuacji awaryjnej.
Mam zastrzeżenia co do kwestii technicznych, a głównie protestuję przeciwko ograniczeniu liczby zapisów do dwóch – jednego własnego, drugiego tworzonego automatycznie przez grę. Niestety, nie wszystko tu działa perfekcyjnie, a zapisy w chmurze bywają zawodne, zwłaszcza gdy wykonuje się je często, jeden na drugim. Doświadczyłam tego kilkakrotnie, a najboleśniej, gdy udałam się w miejsce niedostępne, dokąd można dotrzeć tylko balonem. Gra wykonała tam swój zapis, a ja swój po namalowaniu obrazu. Po czym nagle balon zniknął. Nie odleciał, tylko zniknął razem z pilotem, a co gorsza, nie zachował się na żadnym z dwóch zapisów wykonanych wtedy, gdy jeszcze tu był (sic!). Gdybym nie znalazła w plecaku saszetki z cudowną herbatką teleportującą, siedziałabym na tej górze do dzisiaj.
Po pięciu latach od premiery już wiadomo, że mimo wielu perturbacji gra została przyjęta bardzo życzliwie (generally favorable), a wyniki finansowe przekroczyły wszelkie oczekiwania niewielkiego, niemal rodzinnego zespołu. Miarą sukcesu jest też najgorętszy wątek na forum fanów: pytanie o gry choć trochę podobne do Eastshade.
Jeden komentarz