kot-w-grze-murder-soul-suspect

Gdyby polecenie „opętaj kota” brać dosłownie, trzeba by się od razu poddać, bo to przecież niewykonalne. On mnie – owszem, ale w drugą stronę łatwo nie będzie. W tym wypadku chodzi raczej o wcielenie się, czyli po prostu „granie kotem”. Nie towarzyszą mu głębsze zmiany wewnętrzne, poszerzamy jedynie możliwości przemieszczania się o korytarze wentylacyjne lub wspinaczkę po pnączach. Koty to potrafią, a duchy już niekoniecznie. W każdym razie duch Ronana O’Connora nie potrafi, choć umie przenikać ściany i zdarza mu się teleportować.

W tej opowieści najpierw bohater umiera, a potem próbuje się dowiedzieć, kto go zabił i dlaczego.

Kto mnie zabił

Nie będzie to detektywistyczna historia w stylu Blackwell, choć śledztwo prowadzi tandem złożony z ducha (tu: policjanta) i medium, w tym wypadku nastolatki z problemami. Wybór miejsca akcji nie jest przypadkowy i budzi określone, jak najbardziej uzasadnione skojarzenia. Salem to nie miejsce na zwykłe, choćby nawet parapsychologiczne, kryminały. Prędzej czy później Ronan O’Connor dowie się, w jaki sposób jego śmierć wiąże się z procesami czarownic sprzed wieków. A gdzie czarownice, tam i koty, czarne koniecznie, oraz kruki, takież.

Ronan-w-grze-murder-soul-suspect

Ronan „opętuje” nie tylko koty, ale też ludzi. Polega to zwykle na czytaniu w myślach, czasem na skłonieniu do wykonania jakiejś czynności, pomaga też w rozwiązywaniu zadań pobocznych. Moje ulubione polegało na wyjaśnieniu tajemnicy śmierci pewnej dziewczyny. Tu nie odmówię sobie SPOILERA: okazało się, że zamordowali ją sąsiedzi, dwoje zdesperowanych staruszków, udręczonych hałasem dobiegającym z mieszkania imprezowiczki. Morał dedykuję wszystkim, którzy mają zamiar osiedlić się w moim sąsiedztwie.

Świat wokół Ronana zaludniają duchy. Nieliczne są istotne z punktu widzenia fabuły, niektóre służą mu jako schronienie w trakcie skradanek. Większość nie pełni żadnych funkcji; po prostu są, jak w życiu. Jedne zamienią parę słów, inne znikają, gdy tylko się zbliżysz. Czasem przedstawiają konkretną postać, kiedy indziej to ledwo zarysowane widma lub obłoki ektoplazmy. Bardzo mi odpowiada taka wizja przenikania świata realnego z metafizyką. Gdyby ktoś miał wątpliwości – jasne, że wierzę w duchy.

ronan-duch

„Czy gra jest tak kiepska, jak piszą w recenzjach?”. „Czy naprawdę tylko mnie się podoba?” To symptomatyczne tytuły wątków z forum. Podobać się może, zwłaszcza gdy nie oczekujesz zbyt wiele, a kupisz z przeceny, jak mnie się zdarzyło. Baty, i to z różnych stron, zbiera jednak zasłużenie. Nie da się bowiem zadowolić graczy i niegraczy jednocześnie, a łatwo można sprawić, by obydwie grupy były jednakowo niezadowolone. Nie warto zatrzymywać się w pół drogi między grą a niegrą.

Za dużo bum, za mało demonów (albo odwrotnie)

Od niedawna skłaniam się ku pozbawionej finezji, ale trafiającej w sedno definicji: gra jest wtedy, gdy występuje „bum”. Gracz to ktoś, kto wierzy, że „bum” może być skomplikowane, ambitne, ważne, a stopień jego zaawansowania stanowi o wartości gry. To dlatego wszystkie pozycje pozbawione „bum”, choćby nie wiem jak wysublimowane i wymagające intelektualnie, należą na Steamie do kategorii Proste Gry. Tylko Gracz mógł coś takiego wymyślić, tylko gracze mogą się z tym zgodzić. Dla zwykłego śmiertelnika „bum” to rozwiązanie ze swej natury prymitywne. Medium, które czyni z niego sztukę, nigdy nie będzie sztuką.

duch-ronana

Aby powstała gra, autorzy Murder: Soul Suspect wrzucili trochę „bum”, ale niezbyt skomplikowanego, by nie spłoszyć niegraczy. W efekcie jedni skarżą się, że „za mało demonów”, a walka z nimi zbyt łatwa, podczas gdy drudzy narzekają na frustrujące i brutalne wstawki zręcznościowe. Rzeczywiście, frustrujące i zbędne, ale na szczęście nieliczne, a czasem możliwe do ominięcia. Pomyśleć tylko: gdyby wyrzucić elementy akcji, a wprowadzić więcej logiki i wyzwań w sekwencjach śledztwa i dedukcji, mogłoby powstać coś naprawdę interesującego. No ale to by pewnie odstraszyło zwolenników gier nie-Prostych… Autorzy sami są sobie winni; gdy nie jesteś rasowym przedstawicielem żadnego gatunku, możesz liczyć najwyżej na sympatię miłośników kundelków.

Główny bohater jest trochę takim mieszańcem, zlepkiem sprzeczności i szablonów. Wytatuowany policjant, duch z papierosem w ustach, trochę detektyw z czarnego kryminału, trochę brudny Harry. Nieodparcie kojarzy się z postacią z westernu, choć niekoniecznie ze sprawiedliwym szeryfem. Być może jest to kreacja nawiązująca do herosów z gier, których nie znam i nie chcę poznać. W jego wizualnym przedstawieniu jest tyle zabawnej pozy i sztuczności (ten pet przyklejony do ust!), że wolę to potraktować jako celowe przestylizowanie.

gra-murder-soul-suspect
Sympatyczny każual formatu AAA

Niektórzy dopatrują się podobieństw do LA Noire, których nie dostrzegam. Może chodzi o stosunek do odbiorcy: podpowiedzi na każdym kroku, czasem przydatne, kiedy indziej irytujące jak prowadzenie za rączkę, szczególnie w sekwencjach markowanej dedukcji. Z mojego punktu widzenia MSS leży gdzieś pomiędzy Alanem Wake a Midnight Mysteries: Salem Witch Trials. Z Alanem łączy go zbliżony klimat i zachwycające krajobrazy oraz walory produkcji (jakość grafiki, profesjonalnie podłożone głosy). W tym zestawieniu wypada ciekawiej, bo proporcje eksploracji do akcji pozwalają bez skrępowania cieszyć się tą pierwszą.

Midnight Mysteries: Salem Witch Trials nie tylko podejmuje podobny temat, ale reprezentuje zbliżoną estetykę, która jest równie atrakcyjna, co sztampowa. Obejmuje „śliczność” nocy, typowe lokacje (cmentarz, szpital obłąkanych, nawiedzony kościół), gadżety (kruk, kot), postaci (duchy i demony), dużo kwaśnego kiczu. Pozwalam sobie porównywać skromną grę typu hidden object z nieokreśloną gatunkowo produkcją wielkiego studia, bo na dobrą sprawę ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że MSS to swego rodzaju „każual” formatu AAA. Jest przyjazny odbiorcy, niewymagający, chce się podobać, nie przekracza za daleko granic dobrego smaku. Jeśli epatowanie przemocą i obrzydliwością zejdzie kiedyś w grach na zasłużony margines, może tak właśnie wyglądał będzie główny nurt?

gra-murder-soul-suspect

Dla mnie Murder: Soul Suspect to interaktywny film, dostarczający sporo grzesznej przyjemności, jaką czasem bywa obcowanie z tzw. kinem klasy B. Mniejsza o klasy, chodzi o zamierzony brak oryginalności, żonglowanie ulubionymi motywami i kalkami, nawet otarcie się o kicz czy camp, pod warunkiem, że taka właśnie zabawa konwencją nam odpowiada. A ja mam wielką słabość do prześladowanych czarownic oraz kotów, zwłaszcza gdy wolno mi je opętać.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *