Zarośnięte ścieżki, obumarłe drzewa, usychające kwiaty, których nikt nie podlewa. Cóż to za tajemniczy ogród? To mój blog, wciąż jeszcze zwany Femina Ludens. Dawno zauważyłam, że układ rabat mi nie odpowiada, że z tych nasion nie wyrosną kwiaty, jakie bym chciała wąchać. Nadal jednak nie wiem, czy mam ochotę i czas przestawić się na coś innego, na przykład bardziej pożyteczną uprawę warzyw. A jeśli już, to zmieścić małą grządkę tutaj, czy założyć wyspecjalizowaną farmę gdzie indziej? Czy w ogóle warto się tym zajmować, skoro ogrodnictwo nie jest tym, co obchodzi mnie najmocniej…
A przede wszystkim brak mi słów. Nie chodzi o problemy z natchnieniem, tylko z terminologią. Sygnalizowałam ciasnotę wspólnego worka wielokrotnie, tu i gdzie indziej (komentarze). Coraz bardziej przeszkadza mi słowo „gra”, a „niegra” nie zadowala, bo zaprzeczając, wciąż odwołuje się do gier. Nie podzielam optymizmu kolegów oczekujących wiosny, jakiegoś odrodzenia gier dzięki niegrom. „Mechanikom” to by się nie spodobało, a niegraczy też nie uszczęśliwi.
Nie wierzę w kompromisy. Żądam rozwodu. Ile jeszcze artykułów będziemy zaczynać od wstępu: „ta gra właściwie nie jest grą, tylko się tak nazywa, ale z grami nie ma nic wspólnego…” Jak długo jeszcze autorzy będą zmuszeni pisać absurdalne instrukcje w rodzaju: „w tej grze nie ma strzelania, tu się nie ścigasz, nie rywalizujesz, taka to nietypowa gra, gdzie możesz zachowywać się jak człowiek”. A potem i tak przyjdą i powiedzą, że mechanika pozostawia wiele do życzenia, a autor czerpie garściami z dorobku gier. „Dorobek gier”??? Wam się chyba naprawdę w głowach poprzewracało.
Nie da się ukryć, odwołuję się tu do dyskusji pod polskim wywiadem z Michaëlem Samynem, którego autor wie, dlaczego robię to z oddalenia, więc niech mi wybaczy. Zaznaczam, że wcale nie uważam Bientôt l’été za arcydzieło. To ciekawy eksperyment, lecz interesujący głównie pod względem formalnym, nie wzbudził we mnie refleksji ani emocji porównywalnych z The Path. Tylko co to ma wspólnego z dorobkiem gier? Dlaczego autor ma okazywać wdzięczność twórcom, od których się odcina? To nie dorobek, tylko kula u nogi. Właśnie ten zbędny balast sprawia, że normalne zachowanie i reagowanie człowieka traktowane jest jak udziwnienie lub co gorsza pójście na łatwiznę. Obserwując graczy i ich reakcje na takie właśnie eksperymenty, widać wyraźnie spustoszenie wywołane doświadczeniem gier. Moim zdaniem, szans na porozumienie brak.
Nie wiem, co dalej z ogrodnictwem. Jeszcze nie jestem gotowa, by sensownie o swoich rozterkach napisać, a tymczasem ktoś już zrobił grę na ten temat: Little Inferno.
Pomysł ilustracji ściągnięty od gościa pawelschr. Być może cały wpis powstał po to, by ją zamieścić. Tło muzyczne po prawej.