Popkultura to wszystkożerne monstrum, które pochłania co popadnie, przeżuwa i wypluwa coś całkiem innego. Wypluwane często bywa mniej interesujące niż to, co wchłonęła. Współczesne wcielenia Van Helsinga budzą we mnie podobne refleksje jak spotkanie obiektu westchnień sprzed lat. Nie wierzę własnym oczom i pytam: co ja właściwie w nim widziałam?
Powrót do źródeł
Zapragnęłam przypomnieć sobie jego prawdziwą twarz. Wróciłam do tekstu Brama Stokera, ale zamiast czytać, wolałam go tym razem posłuchać. Przede wszystkim dlatego, że w wersji audio trudniej o lekturę pobieżną. Nie da się słuchanej książki przekartkować, by podążać za intrygą, pomijając przydługie opisy i nudne tyrady. Trzeba się dostosować do jej tempa i wysłuchać od początku do końca, co w tym wypadku zajmuje ponad 15 godzin. W wydaniu unabridged to powieść dość długa i dla współczesnego czytelnika nieco archaiczna. Kusiłoby mnie pewnie pójście na skróty, a w konsekwencji przeczytanie bryku, a nie oryginału. Tego akurat chciałam uniknąć.
Na wieść, że słucham „Draculi” w oryginale, pewien znajomy wykrzyknął: „Jak to, po rumuńsku???”. Tak działają najprostsze skojarzenia, mówisz – Dracula, myślisz – Transylwania. Widzisz ścieżki górskie, trudno dostępny zamek na szczycie, a w dolinie chatki z wianuszkiem czosnku w oknach itp. Romantyczne krajobrazy i egzotykę folkloru eksponują przecież najbardziej nośne wizje z filmów i gier wideo. Tymczasem w literackim pierwowzorze akcja toczy się głównie w wiktoriańskiej Anglii. Zamyka ją co prawda klamra złożona z introdukcji (pobyt Harkera w zamku Draculi) oraz kulminacji (rozprawa na przełęczy Borgo), ale większość czasu spędzamy w Londynie, Whitby i okolicach.

wg Edwarda Goreya
Nie będę ukrywać, że audiobook Dracula Brama Stokera zwrócił moją uwagę niebagatelnym atutem, który nazywa się: Tim Curry.
One and only Tim Curry
Nie oznacza to jednak, że Abraham van Helsing przemówił głosem Gabriela Knighta. Po pierwsze, od nagrania Sins of the Fathers minęło dwadzieścia lat, po drugie mamy do czynienia z profesjonalistą, aktorem wybitnym i niezwykle kreatywnym. W głosie „pogromcy wampirów” da się odnaleźć timbr „łowcy cieni”, lecz próżno szukać modulacji lowelasa czy nowoorleańskiego akcentu. Van Helsing Tima Curry to dżentelmen w każdym calu; mówi wolno, starannie dobierając słowa. Stara się wyrażać poprawnie i precyzyjnie, ale nie zawsze mu to wychodzi, wszak jest cudzoziemcem, przybyszem z Amsterdamu. Jego twardy akcent Anglicy odbierają jako niemiecki, i tej interpretacji postanowił się trzymać aktor, czym najwyraźniej zaimponował reżyserowi.
Szkoda, że choć Van Helsing pozostaje w centrum uwagi jako główny bohater powieści, Tim Curry nie odzywa się za często. Wynika to jednak z konstrukcji utworu, bo „Dracula” to powieść epistolarna, złożona z listów, pamiętników, zapisków i notek prasowych. Narratorów jest wielu, a najczęściej wydarzenia relacjonują dr Seward, Jonathan Harker oraz Mina. Często opisują zachowanie Van Helsinga, cytują jego kwestie, a nawet przytaczają rozbudowane wypowiedzi, niekiedy naśladując jego intonację i akcent. Czasem wypada to całkiem znośnie, szczególnie w przypadku Katy Kellgren w roli Miny. Jednak wolałabym posłuchać Tima, bo on jeden oddaje osobistą charyzmę postaci. Tak się jednak składa, że Van Helsing mniej pisał, więcej działał.

foto: kakobrutus
Ani słowa o wampirach
Nie zmienia to faktu, że najsilniejszego zauroczenia lekturą doświadczyłam w początkowych rozdziałach, nawet jeszcze przed wkroczeniem profesora do akcji. Delektowałam się ucieczką z rzeczywistości, w której powszechnie wiadomo, że Van Helsing „pogromcą wampirów był” („z zamiłowania” – twierdzi Wikipedia). Znalazłam się w świecie, gdzie nikt o tym nie wie, a sam zainteresowany zdziwiłby się taką definicją. Przybywa wszak do Anglii jako autorytet i erudyta, człowiek ogromnej wiedzy i specjalista od trudnych do zdiagnozowania schorzeń (niczym dr House), poproszony o konsultację medyczną przez dra Sewarda – byłego studenta, któremu winien był przysługę. Nie oczekuje się od Holendra krucjaty przeciw wampirom, bo mało kto o nich słyszał. Widać nikt nie czytał jeszcze bestsellera Brama Stokera…
W pierwszej połowie powieści słowo „vampire” występuje zaledwie dwukrotnie, raczej jako ciekawostka, w odniesieniu do gatunku nietoperzy. Dopiero od 52% lektury (jak precyzuje czytnik) słowo to zaczyna się pojawiać w kontekście wyczekiwanym przez miłośników horroru. Siłą pierwowzoru literackiego jest właśnie zawieszenie, odsunięcie w czasie i nienazywanie tego, co późniejsze adaptacje wydobędą na plan pierwszy. Odczucie suspensu potęgowane jest nieświadomością uczestników zdarzeń, co stawia współczesnego czytelnika w roli wszechwiedzącego: tylko on odczytuje znaki, których postaci ze świata przedstawionego nie potrafią zrozumieć.

Anthony Hopkins wg erebus-odora
Tak buduje się suspens
Początkowo narratorzy opisują zdarzenia, nie dostrzegając ich wagi i grozy albo nie dowierzając samym sobie. Co się nie da wytłumaczyć racjonalnie, musi być przywidzeniem, marzeniem sennym lub majaczeniem chorego. „Dracula” udaje, że się waha, czy ma być powieścią gotycką, czy tylko obyczajową, w której tajemniczy statek płynie sobie na północ, dr Seward pisze raporty o stanie zdrowia dziwnego pacjenta, a korespondencję panien Miny Murray i Lucy Westenra wypełniają sercowe rozterki. Nawet dużo później, gdy Mina odnajduje nocą lunatykującą Lucy, otula jej ramiona szalem, który spina agrafką. Nazajutrz będzie sobie wyrzucać, że chyba jej nie dopięła, gdy ujrzy na szyi przyjaciółki dwa krwawe ślady.
Van Helsing nie od razu orientuje się w sytuacji, ale jest Tym Który Wie Więcej. Podejrzewa, ale ma wątpliwości, wraca do Amsterdamu, szuka informacji, waha się, konsultuje. Gdy się już upewni, z czym ma do czynienia, z żelazną konsekwencją będzie się trzymał obranej drogi. Nie rozumiem, skąd bierze się jego wizerunek jako człowieka szalonego, nieobliczanego. Skoro zawieszamy niewiarę w istnienie wampirów, musimy też uwierzyć w ochronne działanie czosnku i cudowną moc osikowego drewna. W tym kontekście antywampiryczne procedury podjęte przez profesora są logiczne, słuszne i skuteczne. Może jedynie leczenie transfuzją wydaje się nieco ryzykowne, zwłaszcza że doktor przetacza biednej Lucy krew kolejno czterech osób, i co najdziwniejsze, z pozytywnym skutkiem. Cóż, w 1897 roku wyniki badań nad grupami krwi nie wyszły jeszcze poza drzwi laboratoriów.

Peter Cushing wg wjh3
Główny agens
Nie wiadomo dokładnie, ile ma lat, ale zwykle przedstawia się Van Helsinga jako człowieka co najmniej w sile wieku. Uzasadnione to jest o tyle, że z jego dorobkiem naukowym i doświadczeniem życiowym musi być starszy od pozostałych bohaterów pierwszego planu. Starszy, ale niekoniecznie stary, nawet jeśli czasem zwraca się do kogoś per my child. Trzeba pamiętać, że sześcioro protagonistów (Harkerowie, Lucy oraz jej trzech adoratorów) to ledwie dwudziestoparolatki. W tym towarzystwie także mężczyzna przed czterdziestką byłby postrzegany jako nestor, tym bardziej gdy tak wyraźnie reprezentuje archetyp Ojca – przewyższa doświadczeniem, imponuje wiedzą, uświadamia, wskazuje drogę, daje poczucie bezpieczeństwa i rozwiązuje problemy. To główny Agens, najważniejszy czynnik sprawczy wśród ludzi.
Podczas gdy niektóre filmy (a i gry również) rozwijają motyw erotycznej fascynacji wampira Wilhelminą Harker, w oryginale to właśnie profesor darzy „Madam Minę” wyjątkową atencją i często wylewnie, choć tylko werbalnie okazuje swoje dla niej uwielbienie. Podziwia jej „męski” umysł (ha, to dopiero komplement!), zachwyca go siła charakteru i nieprzeciętna odwaga. Jeśli to miłość, pozostaje romantycznie niespełniona, choroba psychiczna żony nie zwalnia go przecież z małżeńskiej przysięgi. Jest człowiekiem na wskroś prawym i szlachetnym, więc podtekst erotyczny, o ile istnieje, pozostaje głęboko ukryty. Co nie uchroniło poczciwca i przed taką interpretacją, wedle której ma być uosobieniem gniewu mężczyzn na emancypację kobiet wyzwolonych seksualnie dzięki wampirom, a używany przez niego osinowy kołek – mściwym fallusem.

Co w nim widziałam
Szukałam twarzy, a znalazłam głos. Już wiem, a może przypomniałam sobie, czym Abraham Van Helsing mnie intryguje i pociąga. Nie jest ani zramolałym gryzipiórkiem ani nurzającym się we krwi okrutnym watażką. Ta postać to uosobienie Intelektu i Wiedzy, a zarazem Otwartego Umysłu. Mimo rozlicznych tytułów naukowych, nie zamyka się w pułapce „szkiełka i oka”, w swej mądrości nie odrzuca metafizyki. W obliczu niewytłumaczalnego i nieznanego – podejmuje wyzwanie. Tym samym staje się nie tylko imiennikiem i porte-parole autora, ale też głosem epoki, która zwątpiła w oświeceniowy racjonalizm i zrozumiała, jak „wiele jest rzeczy na niebie i ziemi, o których się filozofom nie śniło”.
PS. Ponad sto lat później naukowe periodyki informują o testach klinicznych polegających na podawaniu osocza krwi młodych ochotników pacjentom z chorobą Alzheimera. Laboratoryjne badania na myszach wykazały, że młoda krew poprawia pracę mózgu i mięśni, opóźniając proces starzenia.