Obrazki z Palm Heroes  zauroczyły mnie od pierwszego wejrzenia. Do tego świata tak bardzo chce się wejść, że przez moment rozważałam nawet zakup iPhona. A nie byłaby to rozsądna decyzja, bo na miniaturowym ekranie komfortowo może grać tylko młodzież oraz nieliczne wyjątki, których nie dotknęła presbyopia. 

Tu muszę wyznać, co i tak zaraz się wyda, że znajomość z Heroes of Might and Magic zawarłam na etapie „trójki” i na tej części poprzestałam. W HOMM IV nie zdołałam domęczyć nawet pierwszej misji, więc dalszych odsłon nie znam i wcale mnie to nie kusi. Ciekawe, jak to się dzieje, że poniższy obrazek obiecuje mi przygodę, a taki zwiastun zapowiada tylko jakiś niezbyt porywający film.

HOMM II

Kwestia preferencji estetycznych (wolę grafikę dwuwymiarową?) wydaje mi się wtórna. Takie a nie inne upodobania wynikają przede wszystkim ze smutnych doświadczeń: po przejściu na 3D moje ulubione strategie traciły zwykle grywalność. Na przykład ukończyłam co prawda długo oczekiwanego Cezara IV, ale wcale do niego nie wracam, bo scenariusze w większości okazały się schematyczne i mało wymagające. Dla odmiany w Cezara III lub Faraona gram z przerwami od nastu już lat, bo każda misja jest inna, a niektóre tak finezyjnie skonstruowane, że wciąż próbuję rozegrać je lepiej lub chociaż inaczej. Pewnie dlatego izometryczny widok dwuwymiarowej planszy kojarzy mi się z wciągającą rozgrywką, a widowiskowy trailer nie wróży nic dobrego, tylko ostrzega, że para pójdzie w gwizdek efektów specjalnych i niepotrzebnych mi do szczęścia wstawek filmowych.

HOMM 2

Do zakupu iPhona nie doszło, bo w porę odkryłam, że Palm Heroes to właściwie HOMM II, przynajmniej w warstwie graficznej. Dzięki temu mogę teraz po raz pierwszy (!) równolegle przechodzić kampanię Rolanda (na ekranie netbooka prezentuje się znakomicie) i Archibalda (na pececie – też ładnie). Na początku trzeba się było przyzwyczaić do braku udoskonaleń wprowadzonych w trzeciej części. Nie znalazłam tu np. opcji „szybkiej walki”, która pozwala skupić się na gospodarce zasobami i pominąć sceny batalistyczne. Skoro nie da się ich wyeliminować, steruję walką ręcznie. To nawet dość zabawne, bo jednostki poruszają się ze swoistym niezgrabnym wdziękiem, a niektóre odgłosy jęków bitewnych wywołują – chyba zamierzony – efekt humorystyczny.

lord Kilburn

„Dwójka” nie jest zbyt trudna, skoro utknęłam dopiero w połowie, czyli na szóstej misji. Archibald nadal tam czeka, a z Rolandem zbieramy się już do ostatecznej rozgrywki w misji finałowej. A na tym nie koniec, bo w wersji Gold poza The Price of Loyalty jest jeszcze expansion pack.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *